Przedstawiciele władz lokalnych uznali wizytę u szefa rządu za swój sukces. Ostatnie tego typu spotkanie miało miejsce w maju ubiegłego roku. Do tej pory nikt z rządu nie chciał poważnie rozmawiać o naszej kondycji finansowej. Liczymy, że jest to początek rzeczowej debaty – mówi DGP Andrzej Porawski, dyrektor biura Związku Miast Polskich.
Rozmowa ma dotyczyć m.in. złożonego pod koniec września w Sejmie obywatelskiego projektu zmieniającego dochody samorządów we wpływach z podatku PIT. Województwa miałyby zwiększyć swój udział we wpływach z podatku z 1,6 proc. do 2,03 proc. Powiaty do 13,03 proc. zamiast 10,25 proc. Najwięcej zyskałyby gminy – ich udział we wpływach z PIT wzrósłby z 39,34 proc. do 48,78 proc. Do tego dochodzi ok. 800 mln zł rocznie w formie subwencji ekologicznej dla gmin, na których terenie występują obszary chronione, takie jak Natura 2000, ograniczające samorządom możliwości inwestycyjne.
Lubią, ale nie poprą
Pod projektem podpisało się prawie 300 tys. obywateli. Został mu już nadany numer druku sejmowego (848), a jego pierwsze czytanie odbędzie się na najbliższym posiedzeniu Sejmu, w grudniu. Choć posłowie koalicji PO-PSL zdają sobie sprawę z trudnej sytuacji finansowej samorządów, a na sam projekt patrzą przychylnym okiem, to jednak dziś nie ma on wielkich szans na powodzenie. Roszczenia samorządowców są zbyt daleko idące. Wszystko zależy od sytuacji gospodarczej, jednak nie widzę szans na przyjęcie projektu w obecnej formie – mówi jeden z polityków Platformy Obywatelskiej.
W podobnym tonie wypowiada się Krystyna Skowrońska (PO), wiceprzewodnicząca sejmowej komisji finansów publicznych. Sprawę potraktujemy poważnie, bo sercem jesteśmy z samorządami. Ale w napiętej sytuacji finansowej decydujące zdanie będzie jednak mieć minister finansów – mówi.
Nie oszczędzajcie
Szans projektu nie przekreśla z kolei przewodniczący komisji ds. samorządów Piotr Zgorzelski (PSL). Na pewno z uwagą pochylimy się nad projektem – mówi.
Zwiększenie dochodów samorządów mogłoby nastąpić najwcześniej w 2014 r., bo budżet państwa na 2013 r. został już przyjęty.
Do tej pory największym sukcesem samorządowców w walce o swoje pieniądze było nakłonienie Ministerstwa Finansów do rezygnacji z forsowanej przez wiele miesięcy reguły wydatkowej dla samorządów. Miała ona odgórnie ograniczać deficyt całego sektora j.s.t. Istniejące uregulowania okazały się wystarczająco skuteczne w ograniczaniu deficytu. W okresie dekoniunktury nie ma potrzeby wprowadzania dodatkowych restrykcji dla samorządów – mówił pod koniec października główny ekonomista Ministerstwa Finansów Ludwik Kotecki.
8 mld zł według władz lokalnych tracą rocznie samorządy wskutek niekorzystnych dla nich zmian legislacyjnych w latach 2005–2011
284 tys. podpisów samorządy zebrały pod obywatelskim projektem ustawy zwiększającej ich dochody
1952 jednostki samorządu terytorialnego miały deficyt budżetowy w 2011 r.
Komentarze(19)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeSejm pracuje nad ustawą, dzięki której tak potrzebna chorym na serce nitrogliceryna znaleziona na wraku numer 101 i na przyszłym wraku znanym pod numerem 102 bedzie dostępna bez recepty i w pelni refundowana!
Po uruchomieniu przemyslowej produkcji wraków - również trotyl luzem, a także granaty F-1 (popularne "Filipinki") będą sprzedawane w aptekach bez recepty i w pełni refundowane!
Podobno Lidl zamierza uruchomienie sprzedaży wysyłkowej za zaliczeniem pocztowym!
W ramach promocji 1000 pierwszych klientów zostanie dozywotnio zwolnionych z opłat za abonament RTV!
Pan prezes to mały specjalista pirotechnik od podpalania własnej ojczyzny więc na pewno zna się na trotylu
a pamiętacie to: "jeśli wygra PiS to benzyna będzie po 5 zł" ;)
jak podwykonawcy przy budowie autostrad.
Chuligan tym różni się od honorowego zawadiaki, że zamiast toczyć swoje pojedynki z każdym kto stanie mu na drodze, bije jedynie słabszych.
Chuligan z ochotą pobije słabszego, ale silniejszemu woli się przypodobać, od silniejszego – bez kwiknięcia – weżmie po mordzie. Na ringu typowym przykładem chuligana był Andrzej Gołota. Z wielkim animuszem okładał słabszych, a przed potencjalnie silniejszymi, lub takimi, o których słyszał, że mogą być silniejsi – uciekał. W ten sposób szybciutko dał się znokautować Lewisowi, a przed słabnącym, ale ciągle jeszcze groźnym, Mike Tysonem po prostu uciekł z ringu.
Premier Donald Tusk jawi mi się właśnie jak taki podwórkowy chuligan – cwaniaczek. Swoim rodakom, świadom potęgi skundlonych mediów i poparcia głupawego salonu, chętnie przyłoży, miny marsowe potrenuje, ale w przypadku kanclerz Anieli Merkel czy półcara Władimira Putina uszka po sobie kładzie i nie jest w stanie wydać z siebie nawet ostrzegawczego warknięcia. Jego lansady przed Putinem trudno nawet nazwać służalczymi – zawsze prężył się przed nim jak pierwszomiesięczny rekrut lub klasowy lizus.
Z moich obserwacji na gorąco wynika więc, że strategia cwaniaczka przestaje powoli działać. Nie tylko nie wydaje się nam groźny, ale wręcz widzimy w nim śmiesznego, chuderlawego pajaca, który bez wsparcia kolesi nic już sobą nie prezentuje.
Strategia chuligana działa bowiem tylko na krótką metę, do momentu, gdy wszyscy się zorientują, że tak naprawdę to on ma ze strachu porobione w portkach.
I ja Wam mówię, że ma.