Po miesiącach pertraktacji w środę ambasadorowie państw UE doszli do wstępnego porozumienia, by użyć zysków powstających z zamrożonych rosyjskich aktywów do wsparcia Ukrainy. Ma to pozwolić na przekazywanie Ukrainie co roku ok. 3 mld dolarów, z czego 90 proc. zostanie przeznaczonych na zakup broni dla Kijowa.

Reklama

Porozumienie, które ma zostać sfinalizowane w przyszłym tygodniu przez Radę UE na poziomie ministrów, jest przełomem w sprawie wykorzystania zamrożonych od 2022 r. środków rosyjskiego państwa. Jak zauważa Lichfield, analityk waszyngtońskiego think tanku, choć nie jest to opcja maksimum - tą byłaby konfiskata wszystkich wartych ok. 300 mld dol. aktywów - nie wyklucza ona wykorzystania rosyjskich pieniędzy w bardziej zdecydowany sposób.

Według doniesień m.in. Bloomberga administracja USA naciska na państwa G7 i UE, by wyemitować specjalne obligacje warte ok. 50 mld dolarów i zabezpieczone przyszłymi zyskami z rosyjskich środków. Jak wyjaśnia Lichfield, byłaby to w efekcie pożyczka dla Ukrainy spłacana z przyszłych odsetek od rosyjskich środków. Krótko mówiąc: Ukraina otrzymałaby przyszłe zyski już teraz.

Amerykański argument brzmi: po co dostawać kilka miliardów co roku przez dekady, kiedy wojna trwa teraz i teraz musi zostać wygrana? Możemy pożyczyć pieniądze Ukrainie i otrzymać te pieniądze z powrotem, korzystając z odsetek - tłumaczy ekspert.

Waszyngton dąży do tego, by decyzję w tej sprawie podjąć już podczas czerwcowego szczytu przywódców grupy we włoskiej Apulii. Taki termin jest mało prawdopodobny, jednak sukces inicjatywy nie jest wykluczony - uważa Lichfield.

Reklama

Problem polega na tym, że w Europie, gdzie leży większość pieniędzy, sankcje są odnawiane co sześć miesięcy w drodze konsensusu. I to jest problem, jeśli zakładamy, że będziemy korzystać z zamrożonych środków przez dekady. Amerykanie chcą, by Europejczycy zmienili proces przyjmowania sankcji, ale to nie będzie łatwe. Więc to nie stanie się na G7 w czerwcu, ale co będzie potem - zobaczymy - ocenia.

Euroclear

Zdecydowana większość zablokowanych rosyjskich środków - w 15 różnych walutach - jest ulokowana w mającej siedzibę w Brukseli instytucji finansowej Euroclear, która pośredniczy w transakcjach m.in z udziałem obligacji skarbowych innych państw. Inna znaczna część środków jest w jurysdykcji francuskiego banku centralnego, mniejsze kwoty są pod kontrolą USA i Japonii.

Choć znaczną część (ok. 80 mld dol.) zamrożonych aktywów stanowią amerykańskie obligacje, to znajdują się one w większości w Euroclear, podczas gdy wartość funduszy w jurysdykcji USA jest szacowana na mniej niż 10 mld dolarów. Mimo to w kwietniu Kongres USA uczynił pierwszy krok w kierunku całkowitego przejęcia ulokowanych w Ameryce zasobów, kiedy w ramach pakietu pomocowego dla Ukrainy przyjął również ustawę REPO Act, dającą prezydentowi uprawnienia do konfiskaty środków. Przepisy mówią o tym, że prezydent może podjąć taką decyzję po "znaczącej konsultacji" z G7, lecz nie wymaga ona zgody pozostałych państw.

Jak powiedział jeden z przedstawicieli Partii Republikańskiej, który pracował nad powstaniem tekstu ustawy, zamiarem autorów nie było zmuszenie administracji do konfiskaty majątku, lecz przełamanie impasu i danie impulsu innym państwom, by skłonić je do poważnego podejścia do wykorzystania rosyjskich pieniędzy.

Spójrzmy prawdzie w oczy: scenariusz, w którym my zrobimy to sami, bez szerszego porozumienia, nie wydarzy się - i pewnie nie powinien się wydarzyć. Ale to miało być takie szturchnięcie, wezwanie do działań - powiedział republikanin.

Według Lichfielda takie podejście jest naiwne.

To bardzo waszyngtoński sposób myślenia: że jeśli Ameryka zadziała, wszyscy inni podążą za nią. To nie jest jeden z takich przypadków, z prostego powodu, że to nie w Ameryce jest większość z tych pieniędzy - twierdzi ekspert.

Jak zauważa, idea konfiskaty wszystkich zamrożonych rosyjskich rezerw jest problematyczna z wielu względów, zarówno prawnych, jak i finansowych i politycznych. Największa obawa wiąże się z efektami ubocznymi dla statusu i stabilności euro i dolara. Jeśli rosyjskie środki zostaną skonfiskowane, może to zniechęcić inne państwa do trzymania rezerw w tych walutach, co odbije się negatywnie zarówno na sile waluty, jak i systemie finansowym.

Jedynym możliwym scenariuszem byłoby, gdyby wszystkie państwa: USA, UE, Japonia i Szwajcaria - zdecydowały, by zrobić to jednocześnie - mówi ekspert. Ocenia, że obawy mają uzasadnienie.

Nie jest to może natychmiastowe ryzyko, ale przyspieszyłoby tendencję, którą już teraz widzimy, kiedy banki centralne rozważają ryzyko dla swoich rezerw i szukają alternatyw. Więc uważam, że ryzyko jest wystarczająco duże, by zastanowić się nad innymi rozwiązaniami - analizuje ekspert.

Rosyjskie środki nie zostaną oddane Moskwie

W jego ocenie słabszym argumentem jest natomiast chęć użycia zablokowanych środków jako karty przetargowej w ewentualnych negocjacjach pokojowych z Rosją. Jak zauważa, zarówno G7, jak i UE przyjęły stanowisko, że rosyjskie środki nie zostaną oddane Moskwie, dopóki nie zgodzi się ona zapłacić odszkodowań za szkody wyrządzone Ukrainie.

Nie sądzę, by te pieniądze mogły skłonić Rosję do negocjacji. To, co skłoni Rosję do negocjacji, to sytuacja na froncie. Myślę, że po prostu powinniśmy trzymać się przyjętego stanowiska o reparacjach - choć wysokość strat Ukrainy wielokrotnie przewyższa wartość zamrożonych aktywów - uważa Lichfield.