Od 6 listopada, na przejściach z Ukrainą w Dorohusku i Hrebennem (woj. lubelskie) oraz w Korczowej (woj. podkarpackie) trwa protest polskich przewoźników, którzy przepuszczają kilka aut na godzinę. Protestujący domagają się m.in. wprowadzenia zezwoleń komercyjnych dla firm ukraińskich na przewóz rzeczy, z wyłączeniem pomocy humanitarnej i zaopatrzenia dla wojska ukraińskiego; zawieszenia licencji dla firm, które powstały po wybuchu wojny na Ukrainie i przeprowadzenia ich kontroli. Jest też postulat dotyczący likwidacji tzw. elektronicznej kolejki po stronie ukraińskiej.

Reklama
Miejsce prowadzenia blokady przez rolników z „Podkarpackiej oszukanej wsi” w Medyce / PAP / Darek Delmanowicz

Z kolei od 23 listopada w Medyce protestują również rolnicy. W poniedziałek poinformowali, że ich protest na tym przejściu granicznym ma trwać do 3 stycznia 2024 r.

Miejsce prowadzenia blokady przez rolników z „Podkarpackiej oszukanej wsi” w Medyce / PAP / Darek Delmanowicz

Były wiceminister spraw zagranicznych i były szef Biura Polityki Międzynarodowej Kancelarii Prezydenta ocenił, że sytuacja na granicy z Ukrainą, gdzie od niemal miesiąca tworzą się wielokilometrowe kolejki, to wina Unii Europejskiej. - To decyzja UE spowodowała otwarcie unijnych rynków dla Ukrainy bez jakiejkolwiek analizy wpływu tej decyzji na sytuację państw przyfrontowych - przekonywał Przydacz. Jak dodał, w rozwiązanie problemu powinna zaangażować się Komisja Europejska.

Reklama

Gospodarz rozmowy przypomniał, że na rozwiązania w tej sprawie zgodzili się w marcu przedstawiciele rządu Mateusza Morawieckiego. Były wiceszef MSZ zaznaczył, iż nie zna szczegółów tych negocjacji.

Ja w tamtym czasie nie byłem już w rządzie. Odszedłem z rządu parę miesięcy wcześniej i nie zajmowałem się tą sprawą. Faktem jest, że w początkowych miesiącach rosyjskiej agresji na Ukrainę nacisk opinii publicznej, także i środowiska dziennikarskiego, był tak duży na podejmowanie decyzji korzystnych dla Ukrainy, że być może w całej stercie różnego rodzaju dokumentów, które były na siłę przepychane, mogły znaleźć się i takie - powiedział Przydacz.

Reklama

Według niego, polskie władze angażują się w rozwiązanie problemu. - Ministrowie infrastruktury Polski i Ukrainy ze sobą rozmawiali w ostatnim czasie. Wiem, że także i dyplomacje działają, także dyplomacja prezydencka. Nie chcę być tutaj rzecznikiem ani pana premiera, ani pana prezydenta, ale mam też informację, że są próby oddziaływania i reagowania na tę sytuację po to, aby ją jak najszybciej rozwiązać - zapewnił Przydacz.

W jego ocenie, konieczne jest przywrócenie pozwoleń dla firm transportowych z Ukrainy. - W ten sposób możemy regulować - jako Unia Europejska - kto wjeżdża na terytorium naszych państw (...) nie zalewając naszego rynku - tłumaczył były wiceszef MSZ. Wyraził nadzieję, że sprawą zajmie się Rada UE ds. Transportu (ministrowie transportu państw UE), która ma się zebrać w przyszłym tygodniu.