Można by rzec, że nic w tym dziwnego, w końcu pseudofundusz okazał się zwykłą piramidą finansową. Jednak tu sprawa wygląda wyjątkowo. Raz czas - oszukiwać w ten sposób przez 13 lat to prawdziwy wyczyn, a dwa - klienci przez cały ten czas otrzymywali wyciągi potwierdzające rzekomo znakomicie prowadzoną działalność. Tymczasem, jak to opisał Picard na spotkaniu z poszkodowanymi przez Madoffa, wszystko działało na zasadzie "pieniądze weszły, pieniądze wyszły". - Nie znaleźliśmy nawet poszlaki kupowania papierów wartościowych dla klientów - stwierdził likwidator.
W tej sytuacji nie powinno już chyba dziwić jego kolejne odkrycie. A mianowicie to, że nie było żadnego rozróżnienia, czy nawet próby odseparowania pieniędzy jednych od drugich, ani poszczególnych departamentów firmy, którą podejrzewa się o zdefraudowanie 50 mld dolarów. - Wszystko wpadało do jednego worka - podsumował Irving Picard.