Przez większość z 66 lat swojego istnienia istotną częścią misji UE było nieubłagane rozszerzanie swoich uprawnień do mówienia państwom członkowskim, co mają robić. Teraz jednak musi zrozumieć, że w przyszłości będzie musiała się wycofać. Jeśli Bruksela nie zmieni się dość szybko ze scentralizowanej technokracji wydającej polecenia wasalom w organizację opartą na szerokim konsensusie między pochodzącymi z wyboru rządami, prawdopodobnie znajdzie się na uboczu lub nawet stanie w obliczu kontynentalnego rozłamu - przekonuje prof. Tettenborn.

Reklama

Rolnikom grozi bankructwo

Jak wskazuje, najnowszym przykładem tego podejścia jest reakcja Brukseli na spór wokół zakazu importu ukraińskiego zboża. Zwraca uwagę, że przez ostatnie lata bezcłowy import nie stanowił większego problemu, bo ziarno niemal w całości trafiało następnie do innych krajów, jednak wojna zmieniła tę sytuację, a góry zboża zostały skierowane do Europy Wschodniej, co grozi miejscowym rolnikom bankructwem. W tej sytuacji Węgry, Polska i Słowacja zareagowały mądrze, zakazując importu, w ich ślady może pójść Bułgaria, a przeciwko importowi buntują się też rolnicy rumuńscy - pisze specjalizujący się w prawie handlowym naukowiec.

Dla każdego, kto nie jest eurokratą, trudno nie mieć wiele współczucia dla rolników i stojących za nimi polityków. Nawet biorąc pod uwagę wojenne trudności z transportem, rolnicy mogą argumentować, że poza Europą jest mnóstwo rynków zbytu dla ukraińskiego zboża, a w nich ludzi, którzy mają większe potrzeby niż Europejczycy. Ponadto, pomimo powiewu protekcjonizmu, szybkie działanie ich rządów jest bardzo zrozumiałe. Wolny handel może być ogólnie dobry, ale żadna przyzwoita administracja nie może stać z boku i pozwalać globalizmowi szaleć, gdy tworzy on nagłe i egzystencjalne zagrożenie dla dużej części swojego sektora rolnego - podkreśla autor.

Reklama

Trudna sytuacja Brukseli

Zauważa, że stawia to Brukselę w trudnej sytuacji, bo w tej sprawie pozornie wspiera Ukrainę i jej interesy, ale musi też stać za swoimi państwami członkowskimi, które mają pełne prawo oczekiwać przemyślanej, zniuansowanej i szybkiej reakcji. Tymczasem jedyną reakcją Komisji Europejskiej jest mailowe oświadczenie w typowej unijnej nowomowie: Jesteśmy świadomi zapowiedzi Polski i Węgier... w tym kontekście należy podkreślić, że polityka handlowa należy do wyłącznych kompetencji UE i dlatego jednostronne działania są niedopuszczalne - zaznacza.

Jeśli szukaliście najbardziej nieudolnego sposobu kierowania organizacją taką jak UE, to jest temu bliskie. Po pierwsze, pokazuje to długotrwały brak zrozumienia Europy Wschodniej przez Brukselę. Nie zrozumiała, że w przeciwieństwie do znacznej części Zachodu, wielkoskalowe, stosunkowo wydajne rolnictwo jest w tym regionie ważną gałęzią przemysłu, która wymaga wsparcia. Gdyby UE to rozumiała, nie zabraniałaby rozkazującym tonem rządom Polski, Węgier i Słowacji robienia tego, co jest konieczne, aby zapobiec egzystencjalnemu zagrożeniu dla jego przetrwania. Większość eurokracji nigdy nie zrozumiała też, że państwa wschodnie, które jeszcze 30 lat temu żyły w rosyjskim cieniu, nie mają tak samo bezmyślnej lojalności wobec ponadnarodowego autorytetu Brukseli jak inne państwa członkowskie - zauważa prof. Tettenborn.

Jak dodaje, jest prawdopodobne, że polecenia Brukseli nie będą zbyt skuteczne, nawet jeśli zostaną wzmocnione przez orzeczenia uległego europejskiego sądu, bo poprzednie próby narzucenia środków postrzeganych przez państwa Europy Wschodniej jako wpływające na ich sprawy wewnętrzne lub ich żywotne interesy nie poszły dobrze, czego przykładem jest kopalnia w Turowie. Zdaniem autora tekstu, łatwo sobie wyobrazić, iż pochodzące z wyborów rządy, które uważają rolników, żywność i wybory za ważniejsze niż abstrakcyjne koncepcje prawa europejskiego, postąpią tak samo i po prostu zignorują polecenie Brukseli.

Tettenborn uważa, że UE pomimo fatalnego początku w tej sprawie, wciąż ma jeszcze szansę, aby pokazać się jako ciało stojące po stronie rządów i wyborców, którzy ją utrzymują, np. poprzez jakieś czasowe wyłączenie ukraińskiego zboża z unijnego rynku. Ale jak zaznacza, niewiele na to wskazuje. Bardziej prawdopodobne jest, że UE uzna to za abstrakcyjny problem prawny i wezwie do podjęcia surowych środków wobec tych, którzy nie zastosują się do jej nakazów. Jeśli to zrobi, ryzykuje, że będzie coraz bardziej przypominać kancelarię Świętego Cesarstwa Rzymskiego, wydającą coraz bardziej rygorystyczne rozkazy wasalom, którzy coraz mniej zwracają na nie uwagę - przekonuje.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński