W poniedziałek po południu, tuż po ogłoszeniu wraz z brytyjskim premierem Rishim Sunakiem ram windsorskich, jak zostały nazwane zmiany w protokole północnoirlandzkim, von der Leyen udała się do zamku w Windsorze, gdzie została przyjęta przez króla Karola III.

Reklama

Kontrowersje wokół spotkania

Audiencja, którą zapowiedziano dzień wcześniej, ogłaszając przyjazd przewodniczącej KE na spotkanie z Sunakiem, wzbudziła spore zdumienie, bo monarcha przyjmuje głowy państw, a taką von der Leyen nie jest, a ponadto przez część zaangażowanych stron zostało to odebrane jako naruszenie politycznej neutralności monarchy.

Na dodatek okazuje się, że nie wiadomo, czyją inicjatywą była audiencja, bo wszystkie strony, czyli Pałac Buckingham, Downing Street i Komisja Europejska, się tego wypierają. Jak pisze "The Times", rządowe źródła mówią, że o audiencję zwróciła się von der Leyen, jednak zaprzeczają temu urzędnicy w Brukseli, wskazując, że KE nie zwracała się o to ani tego nie oczekiwała, bo protokolarnym odpowiednikiem von der Leyen jest premier Sunak. Z kolei Pałac Buckingham wyjaśnił, że król nie był inicjatorem, bo w sprawach spotkań z zagranicznymi przywódcami zawsze działa zgodnie z radą rządu.

Rozmowa króla z szefową KE przy okazji finalizacji zmian w protokole północnoirlandzkim faktycznie została bardzo źle przyjęta przez północnoirlandzkich unionistów oraz przez twardych zwolenników brexitu, czyli grupy, które jeszcze nie zdecydowały, czy poprą te zmiany, czy też uznają, że są one nadal niewystarczające.

Arlene Foster, była pierwsza minister Irlandii Północnej i była liderka Demokratycznej Partii Unionistów (DUP), powiedziała, że "nie może uwierzyć, iż to Downing Street poprosiło króla o zaangażowanie się w finalizację tak kontrowersyjnej umowy jak ta" i zostanie to bardzo źle odebrane w Irlandii Północnej. Jeden z czołowych zwolenników twardego brexitu Jacob Rees-Mogg mówił, że "to antagonizuje ludzi, których premier musi pojednać. Jest to również konstytucyjnie nierozsądne, aby angażować króla w sprawę aktualnych kontrowersji politycznych".

Reklama

Craig Prescott, ekspert konstytucyjny z Uniwersytetu w Bangor, podkreśla w rozmowie z "The Times", że król spotyka się z zagranicznymi przywódcami tylko za radą rządu i z pozoru nie ma nic złego w przyjęciu von der Leyen, która choć formalnie nie jest głową państwa, jest na poziomie wielu światowych przywódców.

Ale Jacob Rees-Mogg i inni mają rację w tym, że nie należy oczekiwać, by król angażował się w sprawy politycznie kontrowersyjne. A protokół północnoirlandzki jest tematem ogromnych kontrowersji. Wszystko to jest nierozsądne. Kardynalną zasadą jest, że monarcha nie angażuje się w politykę i naprawdę powinno się postawić płot pod napięciem wokół tej zasady. Ale jeśli taka jest rada rządu, to król jest zobowiązany to zrobić - wyjaśnia.

Z kolei Peter Hunt, były reporter stacji BBC zajmujący się rodziną królewską, uważa, że spotkanie było "bardzo poważnym błędem w ocenie ze strony króla Karola i jego doradców" i dodaje, że monarcha "porzucił swoją jednoczącą rolę i wszedł w polityczną zwadę w głupiej próbie bycia postrzeganym jako mąż stanu".

Z Londynu Bartłomiej Niedziński