Przypomnijmy. Według naszych rozmówców – byłych i obecnych pracowników Biura Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców – dyrektor Marek Woch nazywał ich debilami i idiotami, naśmiewał się z ich wyglądu, podważał kompetencje oraz inteligencję. Jeden z naszych rozmówców słyszał, że „jest poj..any”, inny był pytany, czy ma mózg. Część pracowników zachowania Wocha miały doprowadzać do płaczu i funkcjonowania w ciągłym lęku, niektórzy musieli korzystać z pomocy psychologicznej i lekarskiej. Dzień przed ukazaniem się naszego artykułu („Poniżanie, wyzwiska, kpiny. Praca u rzecznika przedsiębiorców” – DGP 13/2023) minister rozwoju i technologii Waldemar Buda powołał Wocha na stanowisko zastępcy rzecznika małych i średnich przedsiębiorców (RMŚP). Wcześniej był on dyrektorem generalnym w biurze rzecznika, kierował pracami wydziałów prawno-legislacyjnego i administracyjno-finansowego.
Po ujawnieniu relacji na temat pracy w biurze RMŚP poprosiliśmy Ministerstwo Rozwoju i Technologii o stanowisko. Biuro prasowe ministerstwa mimo kolejnych próśb do naszych pytań wciąż się nie odniosło. Reagować zaczęły za to organizacje przedsiębiorców: Federacja Przedsiębiorców Polskich i Świętokrzyski Związek Pracodawców Prywatnych Lewiatan zrezygnowały z członkostwa w radzie przedsiębiorców przy rzeczniku. Interwencję poselską zapowiedziała też posłanka KO Maria Małgorzata Janyska.
„Wulgaryzmy to jeszcze nie mobbing”
Po publikacji skontaktowały się z nami kolejne osoby, które mają za sobą pracę w biurze rzecznika. Zgodnie potwierdzają zatrważające relacje o atmosferze w tym miejscu. – Szkalowanie, krzyki, wrzaski, wyzywanie od najgorszych, nakładanie dodatkowych obowiązków ponad zakres obowiązków pracowniczych – tak jeden z byłych pracowników opisuje, co spotkało osobę zatrudnioną w przeszłości w biurze, która ostatecznie się z niego zwolniła.
– Besztanie pracowników było na porządku dziennym – twierdzi inny, pamiętający jeszcze początkowy okres działalności rzecznika (organ funkcjonuje od czerwca 2018 r.).
Po naszym tekście materiał na ten temat opublikowało też Radio TOK FM. Rozgłośnia powołała się na relacje 29 osób, które pracują lub pracowały w urzędzie. W rozmowie z Michałem Janczurą rzecznik Adam Abramowicz przyznał, że wpłynęły do niego trzy skargi od pracowników na zachowania Marka Wocha, ale nie były złożone w trybie przewidzianym przez wewnętrzną procedurę antymobbingową, więc nie wszczęto przewidzianego w dokumencie postępowania wyjaśniającego.
W rozmowie z Business Insiderem Abramowicz przyznał z kolei, że „Marek niekiedy podnosił głos, czasem przeklinał, gdy praca nie była należycie wykonana”, ale „zna też takie słowo jak «przepraszam»”. Zdaniem zwierzchnika Wocha przekleństwa „nie powinny się zdarzyć”, więc rozmawiał na ten temat ze swoim zastępcą, ale same wulgaryzmy „nie oznaczają jeszcze mobbingu”.
Jak przekazał nam jeden z byłych pracowników, w biurze rzecznika dbano w przeszłości o to, by pracownicy nie mówili źle o instytucji. Otrzymaliśmy od tej osoby „oświadczenie o zachowaniu tajemnicy”, które miała podpisać po złożeniu wypowiedzenia. Podpis miał zapewnić zwolnienie z obowiązku świadczenia pracy w okresie wypowiedzenia. Poza standardowymi klauzulami o zatajaniu informacji stanowiących tajemnicę pracodawcy, w tym powierzonych mu danych osobowych, pracownik miał się zobowiązać także do „bycia lojalnym” w stosunku do pracodawcy również po ustaniu stosunku pracy oraz do niewypowiadania się m.in. o „przyjętych zwyczajach” Biura RMŚP, jego strukturze organizacyjnej czy „pozostałych warunkach kształtujących opinię”.
Straszak, ale bezskuteczny
O opinię na temat tego rodzaju zobowiązań zapytaliśmy mec. Elżbietę Niezgódkę, specjalizującą się w prawie pracy adwokatkę z kancelarii Woman Labour Matters. – Pracownik generalnie nie może wyjawiać pewnych informacji o pracodawcy i rozpowszechniać wiadomości, które mogą narazić pracodawcę na szkodę np. wobec konkurencji. To jest jednak obowiązek ustawowy i działa nawet wtedy, kiedy pracownik nic nie podpisze. Natomiast każdy może mieć swoją opinię i nie można zabronić mu mówienia o tym, że nie podoba mu się w pracy – komentuje prawniczka, powątpiewając w moc prawną zobowiązania do milczenia na temat warunków pracy w instytucji, którą się opuszcza.
– Takie oświadczenie jest bezskuteczne, to raczej straszak mający skłonić pracownika do tego, żeby dwa razy się zastanowił, zanim coś powie – ocenia mec. Niezgódka.
W rozmowie z nami Adam Abramowicz zaprzeczył, by jego podwładnym było proponowane podpisywanie takich dokumentów. Rzecznik powiedział, że w regulaminie urzędu znajduje się tylko przepisana słowo w słowo treść przepisu kodeksu pracy, zgodnie z którym pracownik ma obowiązek dbać o dobro zakładu pracy i zachować w tajemnicy informacje, których ujawnienie mogłoby narazić pracodawcę na szkodę.
Już po publikacji tego artykułu rzecznik Adam Abramowicz skontaktował się z nami, informując, że oświadczenie, o którym piszemy, jednak odnalazło się w archiwach biura RMŚP. Rzecznik twierdzi, że był to jednorazowy przypadek i dotyczył pracownika, który sam groził innej osobie zatrudnionej w biurze i obrażał ją. Dodał, że przedstawienie dokumentu do podpisu temu pracownikowi nie było jego decyzją.