DGP: Nowy system ETS2 obejmujący transport drogowy i eksploatację budynków - co do którego kształtu porozumieli się właśnie negocjatorzy Parlamentu Europejskiego i państw członkowskich - sprawi, że opłaty za emisje obciążą bezpośrednio obywateli. Prawda czy fałsz?
Ryszard Pawlik: Do pewnego stopnia prawda. Najwcześniej od 2027 r. i w zakresie, w jakim utrzyma się nasza zależność od paliw kopalnych w tych sektorach, ETS2 będzie miał bardziej bezpośredni wpływ na portfele obywateli, niż to było w przypadku sektorów, które do tej pory musiały płacić za swój ślad węglowy, czyli energetyki i energo chłonnego przemysłu. Był to zresztą powód, dla którego nowy system od początku był jednym z najbardziej kontrowersyjnych elementów pakietu Fit for 55 w krajach członkowskich i PE. Ale też od samego początku unijna dyskusja toczyła się wokół tego, jak te ewentualne niepożądane skutki uboczne złagodzić. Przy czym system ETS2 nie jest jakąś fanaberią Brukseli. To instrument, który ma pozwolić osiągnąć cele, na które zgodziliśmy się wszyscy w ramach Unii i na forum globalnym w ramach paryskiego porozumienia klimatycznego. To neutralność klimatyczna do 2050 r. i ograniczenie emisji o co najmniej 55 proc. do końca dekady.
Ale można się było zdecydować na inny instrument. Za tym, żeby realizować cele klimatyczne przede wszystkim poprzez śrubowanie norm i standardów sektorowych, a nie poprzez rynek CO2, opowiadała się - m.in. ze względu na obawy przed kosztami społecznymi - część środowisk ekologicznych. Dlaczego stanęło jednak na tym mechanizmie?
ETS działa według prostych zasad rynkowych. Podobny mechanizm widzieliśmy w działaniu podczas obecnego kryzysu. Kiedy jakiegoś towaru zaczyna brakować, kiedy ceny idą w górę, ludzie odpowiadają, szukając oszczędności i rozwiązań technologicznych, które pomogą ograniczyć wydatki. Szok cenowy, który wywołała Rosja inwazją na Ukrainę i jej wojna energetyczna przeciwko Europie, zwiększył popyt na przydomowe instalacje bazujące na odnawialnych źródłach energii, pompy ciepła czy termoizolację budynków. Wykorzystanie tego samego mechanizmu ma na celu ETS2.
Brzmi prawie tak, jakbyśmy byli wdzięczni Władimirowi Putinowi za kryzys, który wywołał.
Putin jest postacią odrażającą i powinien zostać osądzony za swoje zbrodnie, ale można powiedzieć nieco przewrotnie, że to również w odpowiedzi na jego działania od lat wzmacniane jest bezpieczeństwo energetyczne Europy, dywersyfikowane są źródła dostaw surowców, budujemy nowe połączenia infrastrukturalne i przyspieszamy dekarbonizację niektórych gałęzi gospodarki.
Rząd Mateusza Morawieckiego krytycznie oceniał plany wprowadzenia opłat za emisje w kolejnych sektorach. Fakt, że dziś wszystko wskazuje na to, że ETS2 wejdzie w życie, to porażka Polski w UE?
Zależy, z jakiej strony na to spojrzeć. Kompromisowe rozwiązania wypracowane w systemie ETS i w planowanym ETS2 zawierają wiele korzystnych dla Polski elementów. Mamy chociażby zgodę na ponad 30 proc. dodatkowych uprawnień dla ciepłownictwa systemowego w latach 2026-2030, co było naszym ważnym postulatem. Drugą kwestią są przeforsowane w PE dzięki wysiłkom premiera Jerzego Buzka poprawki zmierzające do ograniczania zjawiska spekulacji na rynku emisji. Zreformowany rynek uprawnień będzie bardziej przejrzysty i bardziej przewidywalny. W przypadku ETS2 za sprawą premiera Buzka i Adama Jarubasa udało się wprowadzić mechanizm maksymalnego pułapu cenowego w wysokości 45 euro za tonę CO2. Oprócz tego wejście w życie nowego systemu nastąpi o rok później, niż proponowała Komisja Europejska, a w scenariuszu wysokich cen energii możliwe będzie przesunięcie tego terminu o kolejny rok. Zwiększono też znacząco budżet społecznego funduszu klimatycznego, który ma być głównym instrumentem łagodzenia kosztów. To są realne osiągnięcia z punktu widzenia polskich interesów. Trudno natomiast określić, w jakim stopniu zrealizowano cele rządu, bo - według mojej wiedzy - do dzisiaj nie udało mu się przyjąć oficjalnego stanowiska. W dyskusji nad reformą istniejącego ETS najbardziej słyszalnym polskim postulatem do samego końca było zawieszenie całego systemu albo wyłączenie z niego Polski, co naturalnie nie miało szans uzyskać poparcia. Ta postawa nie ułatwiała przekonania partnerów do naszych postulatów. Pojawiały się pytania, skoro Warszawa nie poprze wypracowanego kompromisu, to dlaczego mamy iść jej na rękę np. w sprawie ciepłownictwa. Nieoczywistym być może sojusznikiem Polski okazał się wiceszef KE Frans Timmermans, który przekonywał, że pakiet ma nie zostawiać nikogo z tyłu. Wydaje mi się, że gdybyśmy przyjęli od początku inną strategię negocjacyjną, jasno określili swoje oczekiwania i przedstawili nawet daleko idące, ale konstruktywne postulaty, efekty dla Polski mogły być jeszcze lepsze.
Z symulacji na temat opłat za emisje przeprowadzonych przez think tanki wynika, że spełnienie celów na 2030 r. w nieobjętych nimi dotąd sektorach wymaga trzycyfrowej ceny uprawnień. W ramach kompromisu i próby uniknięcia kosztów społecznych postawiono na nieefektywne rozwiązanie z punktu widzenia klimatu?
Musimy pamiętać, że prace nad ETS2 toczyły się w kontekście kryzysu energetycznego, inflacji i wojny, które sprawiły, że cele klimatyczne nie były jedynym priorytetem dla unijnych polityków. Dlatego mamy opóźnienie wejścia w życie nowego systemu, dlatego mamy limit cen uprawnień. Ale drugą stroną medalu jest przyspieszenie zielonej transformacji tu i teraz. Bo mamy program REPowerEU, a poza tym same ceny energii są dziś dla ludzi bodźcem do zmian.
Nowy ETS dopełnia wart 87 mld euro Społeczny Fundusz Klimatyczny. Jak ten rząd wielkości ma się do kosztów, jakie może wygenerować system?
To źle postawione pytanie, szczególnie dziś, kiedy na skutek działań Rosji ujawniły się koszty zależności od paliw kopalnych, czyli de facto zbyt powolnej transformacji. Często mówi się, że najbiedniejsi najmocniej odczują koszty przemian, ale widzimy, że podobnie jest też z kosztami zapóźnień. To, na czym trzeba się skupić, to pomoc, która oprócz niezbędnych w krótkiej perspektywie rozwiązań doraźnych, jak dopłaty do rachunków najbiedniejszych gospodarstw, musi obejmować możliwie najszersze wsparcie systemowe, np. w formie finansowania inwestycji w efektywność energetyczną czy wymiany źródeł ciepła. Pod tym względem fundusz, choć docelowo ma być finansowany z przychodów ze sprzedaży uprawnień do emisji z nowego systemu, ma wyprzedzić opłaty, co umożliwi przygotowanie osłon zawczasu. Poza tym pieniądze do wykorzystania na te cele są, co trzeba podkreślić, nie tylko w Społecznym Funduszu Klimatycznym. Możemy wykorzystać na nie przychody z aukcji uprawnień z istniejącego ETS, środki z KPO, funduszy regionalnych czy Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. A Polska może być największym beneficjentem tych mechanizmów w UE.
Domyślam się jednak, że i tak będziemy musieli coś dorzucić z budżetu, a przynajmniej wymyślić na poziomie krajowym, jak zaprojektować osłony.
Trudno to dziś szczegółowo wyliczać, ale spodziewam się, że środki unijne pokryją większość naszych potrzeb. Nie zmienia to faktu, że musi to być do pewnego stopnia wspólny wysiłek instytucji europejskich, władz krajowych i samorządowych, a także firm i osób prywatnych.
Mamy cztery, pięć lat do startu systemu. Na czym powinniśmy się skupić?
Konieczna jest przede wszystkim ofensywa w zakresie termomodernizacji oraz wymiany źródeł ciepła, przede wszystkim w gospodarstwach wrażliwych, a równolegle inwestycje w sieci dystrybucyjne. To pozwoli znacząco ograniczyć koszty społeczne, które w najsilniejszym stopniu dotyczą sektora budynków. Jeśli chodzi o transport, priorytetem powinny być dla nas inwestycje w kolej i inne nisko- i bezemisyjne środki transportu publicznego. Elektromobilność jest u nas na razie pieśnią przyszłości, ale już dziś trzeba rozwijać sieć punktów do ładowania e-pojazdów.
A zmiany w zakresie opodatkowania paliw?
Być może też, ale sedno jest gdzie indziej. Drogie paliwa same w sobie nie spowodują, że ludzie zrezygnują z aut spalinowych. Muszą mieć alternatywę. Ewentualne zmniejszenie obciążeń to kosmetyka, a my musimy zmierzać w kierunku autentycznej głębokiej transformacji. Wśród priorytetów widziałbym też problem wykluczenia komunikacyjnego mniejszych ośrodków.
OPINIA
Więcej pieniędzy na termomodernizację [Grzegorz Osiecki]
Z powodu sytuacji na rynku energii rząd znacząco zmienia program „Czyste powietrze” i zwiększa możliwości kompleksowej termomodernizacji budynków jednorodzinnych. W dotychczasowej wersji program służył głównie do wymiany źródeł ciepła, a to, co zostało, można było przeznaczyć na termomodernizację. To czasami prowadziło do wymiany pieców w nieocieplonych budynkach. Program zostanie otwarty dla osób o rocznym dochodzie nieprzekraczającym 135 tys., a nie - jak obecnie - 100 tys. zł. Wzrosną także kryteria dochodowe w dwóch pozostałych opcjach przeznaczonych dla osób o niższych zarobkach.
Równocześnie zwiększą się też kwoty na ocieplanie budynków. I tak np. dziś osoba o dochodach do 100 tys. zł mogła dostać 25 tys. zł, jeśli zdecydowała się na wymianę źródła ciepła wraz z instalacją CO i CWU oraz przeprowadziła częściową termomodernizację. Do tego mogła liczyć na 5 tys. zł, jeśli dodatkowo zainstalowała fotowoltaikę. Po zmianach te sumy rosną z 25-30 tys. zł do 35-41 tys. zł. A jeśli właściciel budynku zdecyduje się na kompleksową termomodernizację budynku, nawet do 60-65 tys. zł. Z kolei limit uprawniający do skorzystania z programu zostanie ustalony na poziomie 135 tys. zł rocznie. Jeszcze bardziej wzrosną granice możliwych dofinansowań dla beneficjentów o niższych dochodach. Dziś największe dofinansowanie do 79 tys. zł było dostępne dla osób o dochodzie w rodzinie w wysokości 900 zł miesięcznie w gospodarstwie wieloosobowym i 1260 zł w jednoosobowym. Obecnie kryteria dochodowe idą w górę odpowiednio do 1090 i 1526 zł, a maksymalny poziom dofinansowania z kompleksową termomodernizacją może wynieść 139 tys. zł. Z programu będzie można skorzystać także tylko w celu termomodernizacji, bez wymiany źródeł ciepła. Nowe zasady wchodzą w życie 3 stycznia, a szczegóły zmian można znaleźć na stronie Czystepowietrze.gov.pl.
Z powodu sytuacji na rynku energii rząd znacząco zmienia program „Czyste powietrze” i zwiększa możliwości kompleksowej termomodernizacji budynków jednorodzinnych. W dotychczasowej wersji program służył głównie do wymiany źródeł ciepła, a to, co zostało, można było przeznaczyć na termomodernizację. To czasami prowadziło do wymiany pieców w nieocieplonych budynkach. Program zostanie otwarty dla osób o rocznym dochodzie nieprzekraczającym 135 tys., a nie - jak obecnie - 100 tys. zł. Wzrosną także kryteria dochodowe w dwóch pozostałych opcjach przeznaczonych dla osób o niższych zarobkach.
Równocześnie zwiększą się też kwoty na ocieplanie budynków. I tak np. dziś osoba o dochodach do 100 tys. zł mogła dostać 25 tys. zł, jeśli zdecydowała się na wymianę źródła ciepła wraz z instalacją CO i CWU oraz przeprowadziła częściową termomodernizację. Do tego mogła liczyć na 5 tys. zł, jeśli dodatkowo zainstalowała fotowoltaikę. Po zmianach te sumy rosną z 25-30 tys. zł do 35-41 tys. zł. A jeśli właściciel budynku zdecyduje się na kompleksową termomodernizację budynku, nawet do 60-65 tys. zł. Z kolei limit uprawniający do skorzystania z programu zostanie ustalony na poziomie 135 tys. zł rocznie. Jeszcze bardziej wzrosną granice możliwych dofinansowań dla beneficjentów o niższych dochodach. Dziś największe dofinansowanie do 79 tys. zł było dostępne dla osób o dochodzie w rodzinie w wysokości 900 zł miesięcznie w gospodarstwie wieloosobowym i 1260 zł w jednoosobowym. Obecnie kryteria dochodowe idą w górę odpowiednio do 1090 i 1526 zł, a maksymalny poziom dofinansowania z kompleksową termomodernizacją może wynieść 139 tys. zł. Z programu będzie można skorzystać także tylko w celu termomodernizacji, bez wymiany źródeł ciepła. Nowe zasady wchodzą w życie 3 stycznia, a szczegóły zmian można znaleźć na stronie Czystepowietrze.gov.pl.