Pozwów frankowych jest tak dużo, że nawet powołanie specjalnego wydziału w Sądzie Okręgowym w Warszawie (XXVIII Wydział Cywilny) nie przyśpieszyło ich rozstrzygania. Wręcz przeciwnie, liczba spraw z każdym miesiącem przyrasta w sposób lawinowy, a sam wydział liczy 20 sędziów. O ile jeszcze miesiąc temu średnia liczba pozwów wynosiła 1600 na jednego sędziego, to dziś przeciętnie w referacie każdego z nich jest już 1800 spraw, a do końca roku będzie ich pewnie 2000. W konsekwencji terminy są już wyznaczane na kwiecień 2025 r.
Pozwy koncentrują się w Warszawie z uwagi na to, że to właśnie w stolicy mają siedzibę największe banki. Pozostałe sądy funkcjonujące w innych dużych ośrodkach miejskich także mierzą się z dużym wpływem tzw. spraw frankowych. Rodzi to ryzyko przewlekłości postępowań, za które koniec końców będzie musiał zapłacić Skarb Państwa. Co prawda reformą kodeksu postępowania cywilnego z 2019 r. dodano art. 372 k.p.c., dzięki któremu roszczenia przeciwko bankom można wytoczyć również przed sądem właściwym dla miejsca zamieszkania powoda, ale większość pozwów jest składanych nadal według ogólnych przepisów o właściwości miejscowej - czyli do sądu właściwego dla siedziby pozwanego.

W lokalnym sądzie

Reklama
Aby odciążyć sądy w największych miastach (a w szczególności w Warszawie), posłowie chcą zmienić przepisy. Przy okazji reformy k.p.c., a więc ustawy, która naprawia niedociągnięcia nowelizacji z 2019 r., w sejmowej podkomisji dodano przepis epizodyczny, który na pięć lat wprowadzi dla konsumentów przymus składania pozwów w sądzie właściwym dla ich miejsca zamieszkania. Zgodnie z projektowaną regulacją w okresie pięciu lat od dnia wejścia w życie ustawy powództwo konsumenta o roszczenie związane z zawarciem umowy kredytu waloryzowanego, denominowanego lub indeksowanego do waluty innej niż waluta polska (w tym o ustalenie istnienia lub nieistnienia stosunku prawnego, o ustalenie bezskuteczności postanowień umowy, o zwrot świadczeń etc.) wytacza się wyłącznie przed sądem, w okręgu którego powód ma miejsce zamieszkania.
Dotyczyć to będzie tylko nowych spraw. Nie będzie więc tak, że teraz sądy zamiast rozpoznawać sprawy, będą je przenosić według nowej właściwości miejscowej.
To jednak nie wszystko. Projektowane przepisy przewidują, że nawet jeśli konsument przeleje swoje roszczenie związane z kredytem walutowym wobec banku, to nie wpłynie to na właściwość sądu określoną w tym przepisie. Innymi słowy - nawet gdy konsument przeleje swoją wierzytelność na rzecz podmiotów trzecich, to nabywca ten i tak będzie musiał złożyć pozew w sądzie właściwym dla miejsca zamieszkania konsumenta, od którego nabył wierzytelność.
Takie rozwiązanie z entuzjazmem witają sędziowie SO w Warszawie.
- Obieramy to jako ukłon w kierunku naszego sądu, który pozwoli odciążyć sędziów tzw. wydziału frankowego i przyczyni się do w miarę równomiernego rozłożenia spraw. Dzięki temu będzie można przyspieszyć rozpoznawanie spraw. Jednocześnie odbędzie się to bez szkody dla konsumentów, którzy dzięki temu będą przecież mieli bliżej do sądu - mówi Sylwia Urbańska, rzecznik prasowy SO w Warszawie.

Za i przeciw

Zarazem jednak powstają obawy, czy ustawowe wyjęcie spraw frankowych ze specjalnie przecież utworzonego do rozpoznawania sądu nie wpłynie na jakość orzecznictwa.
- W mojej ocenie żadne ograniczenie możliwości wyboru właściwości sądu nie jest słuszne, bo w jakiś sposób ogranicza prawa powoda. Poza tym nie po to był tworzony wyspecjalizowany w rozpoznawaniu spraw frankowych wydział, by teraz ustawowo wymuszać ograniczenia w kierowaniu do niego spraw. Trzeba nadal podążać tą ścieżką i wzmacniać go kadrowo - mówi radca prawny Adrian Goska z kancelarii Subigo.
- Dlatego nie uważam, żeby to było korzystne dla kredytobiorców. Oczywiście długi czas oczekiwania jest problemem, ale by go zniwelować, można wystąpić o zabezpieczenie powództwa i domagać się zakazu wpisania do Biura Informacji Kredytowej, zakazu wypowiadania umowy, zakazu pobierania rat lub nawet zabezpieczenia nadpłaty, która wystąpiła na rachunkach banków udzielających kredytów.
Innego zdania jest sędzia Sylwia Urbańska.
- Wpływ spraw do XVIII wydziału jest tak duży, że aby usprawnić jego działanie, trzeba by zatrudnić chyba kilkudziesięciu dodatkowych sędziów. Poza tym nie mam obaw co do pogorszenia się jakości orzecznictwa, jest już ono utrwalone w oparciu o ramy nadane przez wyroki Trybunału Sprawiedliwości UE - zauważa.
Tak samo ocenia to mec. Karolina Pilawska specjalizująca się w sprawach frankowych.
- Gdyby takie przepisy wprowadzano dwa lub trzy lata temu, to można byłoby mieć jakieś obawy, ponieważ sędziowie w mniejszych ośrodkach nie mieli takiego doświadczenia jak sędziowie w Warszawie. Natomiast teraz linia orzecznicza została już ukształtowana i sama w swojej praktyce, jeśli tylko powód nie wnosi o ustanowienie zabezpieczenia, rekomenduje klientom wniesienie pozwu do sądu poza stolicą. Właśnie z uwagi na długi czas oczekiwania na wyrok - mówi mec. Pilawska, dodając, że obecnie największym zmartwieniem frankowiczów nie jest już kierunek rozstrzygnięcia, ale to, kiedy ono zapadnie.

A może dać wybór?

Zdaniem Adriana Goski skoro już ustawodawca chce wyprowadzić sprawy frankowe ze stolicy, to należałoby pójść dalej.
- Może sensowniej byłoby w ogóle znieść ograniczenia co do właściwości miejscowej i pozwolić powodowi wybrać taki sąd, który w jego ocenie najszybciej rozpozna jego sprawę - mówi radca prawny, dodając, że są sądy, które przy znacznym obciążeniu na jednego sędziego rozpoznają sprawy bardzo sprawnie.
- Przykładowo Sąd Okręgowy w Piotrkowie Trybunalskim, przy obciążeniu na poziomie 700-800 spraw frankowych na jednego sędziego, rozpoznaje sprawy w cztery miesiące. Bardzo szybko te sprawy są też rozstrzygane w Sieradzu czy w Katowicach. Ten ostatni jest przecież też dużym sądem, a wyrok w sprawie frankowej można uzyskać w nim po sześciu-siedmiu miesiącach. Po drugiej stronie mamy np. sąd w Rzeszowie, gdzie przy niewielkim wpływie spraw na wyrok trzeba czekać ok. 1,5 roku. Dlatego też powodowie powinni mieć prawo wyboru dowolnego sądu w Polsce, bo dziś dzięki rozprawom zdalnym przeprowadzanym przez internet odległość nie jest już żadnym ograniczeniem - postuluje Adrian Goska.