Łukasz Wilkowicz: Nastroje wśród bankowców są nie najlepsze, prawda?

Przemek Gdański: Banki mają pieniądze i są przez to dobrym chłopcem do bicia. A przecież chłopca do bicia nikt nie będzie żałować.
Ł.W: Banki same się podkładają. Z jednej strony pokazują miliardowe zyski, z drugiej – ich podejście np. do kredytów frankowych było – i to bardzo delikatne określenie – dalece nieelastyczne.
P.M: Nie można patrzeć na zyski banków tylko przez pryzmat ostatnich kwartałów. Warto spojrzeć, jak te wyniki wyglądały w perspektywie kilku ostatnich lat w efekcie wielu wyzwań zewnętrznych. Poza tym nominalny poziom zysku niewiele mówi, bo inwestorzy oczekują określonego poziomu zwrotu z kapitału. A on w Polsce należy teraz do najniższych w Europie. Przed laty było pod tym względem dużo lepiej.
Reklama
Ł.W: Wtedy to dopiero banki „strzygły” klientów.
P.M: Nie „strzygły”. Koszt kapitału dla banków wynosi powyżej 10 proc. Firma, która nie osiąga zwrotu netto na tym poziomie, jest nieefektywna. Mówi się o miliardowych zyskach, a mało kto zwraca uwagę, co się dzieje z kapitałami. Banki objęły wielomiliardowe emisje obligacji stałoprocentowych Skarbu Państwa, Polskiego Fundusz Rozwoju czy BGK. Gdy stopy procentowe poszły w górę, wartość obligacji spadła, zmniejszając nasze kapitały.