O zwolnieniu Stefana Schallera, który dotąd pracował jako dyrektor zarządzający w firmie energetycznej Energie Waldeck-Frankenberg, zdecydowały w poniedziałek jednogłośnie organy nadzorcze spółki. Zachowanie Schallera było wyraźnie "sprzeczne ze światopoglądem, wartościami moralnymi i filozofią firmy" - wyjaśnił szef rady nadzorczej Juergen van der Horst.
Legitymizacja głosowań
Schaller pojawił się w weekend na pseudoreferendach w ukraińskim Donbasie jako rzekomy "obserwator wyborczy" - przypomina dziennik "Tagesspiegel". Rosyjskie media państwowe wykorzystały wypowiedzi "obserwatora z Niemiec" do legitymizacji głosowań.
Organizacja była tak dobra, jak tylko mogła być w ograniczonym czasie - powiedział Schaller w obwodzie zaporoskim, znajdującym się częściowo pod rosyjską okupacją. Na nagraniu opublikowanym przez rosyjską państwową agencję informacyjną TASS widać Niemca przed rosyjską flagą. Zachodnie media informowały, że głosowanie odbywa się pod przymusem, ale kiedy jestem tutaj, widzę na własne oczy, że ludzie głosują dobrowolnie - powiedział Schaller, cytowany przez rosyjską agencję.
"Głupota i naiwność"
W poniedziałek mężczyzna tłumaczył, że "głupotą" z jego strony było przyjęcie zaproszenia w roli obserwatora. Byłem po prostu naiwny i wierzyłem, że uda mi się oddzielić techniczną obserwację wyborów od wymiaru politycznego - powiedział Schaller stacji hr-Info. Jak zapewnił, teraz widzi, że Rosjanie go wykorzystali.
"Nie jest jasne, jak doszło do kontaktu z Moskwą i dlaczego dyrektor zarządzający firmy dostarczającej energię w północnej Hesji dał się namówić na taką podróż, która kosztowała go teraz utratę pracy. Historia podróży Schallera rzuca też światło na to, jak daleko sięga siatka Rosji w Niemczech" - zauważa "Tagesspiegel".
Z Berlina Berenika Lemańczyk