Józef Stalin, jaki był - wiadomo. Potem Nikita Chruszczow, o wyglądzie i manierach typowego wuja z wiejskiego wesela. Człowiekowi Zachodu przestawało być zabawnie, gdy uświadamiał sobie, że ów wuj trzyma palec na guziku odpalającym rakiety z głowicami nuklearnymi i może wydać rozkaz, by sowieckie dywizje pancerne zamoczyły gąsienice w kanale La Manche. A człowiek Wschodu rozumiał, że zmarszczenie brwi wuja może zapełnić łagry nową rzeszą zeków, pozbawionych człowieczeństwa i skazanych na powolną śmierć.

Po Breżniewie zostały głównie dowcipy

To samo dotyczyło bodaj jeszcze bardziej karykaturalnego Leonida Breżniewa. Znany był z tego, że twardo egzekwował doktrynę swojego nazwiska, która odmawiała państwom bloku wschodniego jakiejkolwiek suwerenności względem ZSRR. Pozostały po nim wspomnienie wyjątkowo krzaczastych brwi i dowcipy, w których tłumaczono, dlaczego zwykle przemawia aż do ośmiu mikrofonów (bo cztery wyłapują dźwięk, a czterema gensekowi podaje się tlen, żeby dożył do końca wystąpienia).
Reklama
Autor jest wykładowcą Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, ekspertem fundacji Po.Int i Nowej Konfederacji
Reklama
CZYTAJ WIĘCEJ W WEEKENDOWYM WYDANIU MAGAZYNU DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ>>>