W poniedziałek w Pradze kanclerz opowiedział się za dalszym rozszerzaniem Unii Europejskiej o kraje bałkańskie, Ukrainę, Mołdawię i Gruzję oraz za odejściem od prawa weta w UE i konsekwentnym przestrzeganiem zasad państwa prawa. - Scholz mówił w zasadzie o idei superpaństwa europejskiego. To nie pierwszy raz, kiedy Niemcy w czasie, gdy jest jakiś kryzys polityczny robią tak zwaną ucieczkę do przodu. Tak było w roku 2015, tak jest teraz. Próbują coś wygrać dla siebie na tym, co się dzieje wokół Ukrainy - powiedział Kumoch w Polskim Radiu 24.
Zapewnił, że ewentualne odłożenie akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej jest "nie do przyjęcia dla Polski i dla pewnej części państw".
Według prezydenckiego ministra społeczeństwo niemieckie widzi, że ich elity myliły się co do oceny Rosji i a nawet latami oszukiwały własny naród, co do intencji Rosji. - Czy teraz elity polityczne, głównie SPD wyciągnęły z tego wnioski, czy zmieniły jedynie retorykę wypowiedzi? - zastanawiał się. - Obawiam się, że nie - że retoryka zmieniła się, ale same intencje - nie - podkreślił.
Wskazał, że poważna debata, która toczy się w kręgach dyplomatycznych wokół Ukrainy, dotyczy odpowiedzi na dwa pytania - pokój za wszelka cenę - nawet za ustępstwa terytorialne, czy też walka do momentu pokonania Rosji.
- Po tej drugiej stronie są rzecz jasna Polska, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania. Oczywiście nikt nie powie otwarcie, że chciałby ustępstw terytorialnych, bo to jest sprzeczne z prawem międzynarodowym, natomiast niektóre działania Niemiec ewidentnie zmierzają w tym kierunku - powiedział w PR24.
Według prezydenckiego ministra Niemcy blokują 8 z 9 mld euro pomocy dla Ukrainy "różnymi kruczkami prawnymi, z bardzo dobrą retoryką". - Podają argumenty wyglądające na merytoryczne, ale wydaje się, że nie takie są potrzeby Ukrainy - ocenił Kumoch.
Wykład Scholza
Scholz podczas praskiego wykładu o przyszłości Europy opowiedział się za dalszym rozszerzaniem Unii Europejskiej m.in. o Ukrainę. Mówiąc o UE z "30 lub 36 członkami", stwierdził, że będzie się ona bardzo różniła od obecnej Unii. Tym samym, zdaniem polityka, nieuchronna jest zmiana jej zasad działania. Kanclerz Niemiec przyznał, że różnice między państwami członkowskimi w zakresie interesów politycznych, siły gospodarczej czy systemów społecznych będą się rozszerzać. Jego zdaniem wraz z przyjęciem każdego nowego państwa członkowskiego, będzie rosło ryzyko, że jeden kraj uniemożliwi innym "posunięcie się naprzód".
- Dlatego zaproponowałem stopniowe przejście do większościowego podejmowania decyzji we wspólnej polityce zagranicznej, ale także w innych dziedzinach, np. w polityce fiskalnej - wyjaśnił Scholz, nie ukrywając, że "miałoby to konsekwencje także dla Niemiec".
Ewentualne rozszerzenie spowodowałoby, według wypowiedzi Scholza, reperkusje dla Parlamentu Europejskiego, którego skład ilościowy nie powinien ulegać zmianie. Kanclerz powiedział jednak, że pozostaje wierny zasadzie jednego komisarza europejskiego na kraj.
Scholz powtórzył również swoje poparcie dla propozycji prezydenta Francji Emmanuela Macrona dotyczącej "Europejskiej Wspólnoty Politycznej", czyli nowego forum, które omawiałoby raz lub dwa razy w roku najważniejsze tematy dotyczące kontynentu europejskiego jako całości - z zakresu bezpieczeństwa, energii czy klimatu.
Niemiecki przywódca stwierdził w Pradze, że nie można zaakceptować sytuacji, w której w państwach członkowskich UE naruszane są rządy prawa. - Nie powinniśmy się obawiać wykorzystania wszystkich dostępnych opcji w celu wyeliminowania braków - przekonywał. Należy do nich procedura praworządności działająca na podstawie art. 7 - dodał.
Zdaniem polityka, sens ma również konsekwentne powiązanie unijnych świadczeń z przestrzeganiem standardów praworządności, a Komisja Europejska powinna mieć nowe możliwości wszczynania postępowań w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego. - Oprócz wszystkich procedur i sankcji potrzebujemy przede wszystkim otwartego dialogu politycznego - podkreślił w Pradze kanclerz Scholz.
Aleksander Główczewski