Unijne rządy porozumiały się w sprawie gazu. Dobrowolna redukcja zużycia o 15 proc. i „gazowy stan wyjątkowy” wprowadzany decyzją większości „27” na wniosek Komisji Europejskiej lub pięciu państw. To wystarczy, by przejść przez zimę suchą stopą i uchronić się przed najbardziej bolesnymi skutkami kryzysu gazowego?
Nie wiemy jeszcze wszystkiego o ustaleniach „27”. Na pewno czymś pozytywnym jest zmiana dominującej narracji. Gazowy szantaż Rosji nie jest już jakąś kontrowersyjną hipotezą czy tematem dyskusji. Jest faktem przyjmowanym przez wszystkich. Elementem nowego konsensusu jest też konieczność ograniczania zapotrzebowania na gaz. Pytania, jak planowane regulacje zadziałają w praktyce i czy cel 15 proc. zostanie spełniony, na razie pozostają otwarte.
Cel dobrowolny okaże się fikcyjny?
Niekoniecznie. Stolice mają inne niż regulacyjne motywacje, żeby na własną rękę oszczędzać gaz. Z prawno-politycznego punktu widzenia przyjęta konstrukcja wydaje się rozsądna. Ograniczanie zużycia jest w naturalny sposób kompetencją państw. Przyznanie Brukseli prawa do narzucania całej Unii centralnie opracowywanych planów oszczędnościowych nie było realne do przeforsowania, zresztą to kiepski pomysł, biorąc pod uwagę zróżnicowanie regionalne pod względem kierunków dostaw i sposobów wykorzystania gazu. Z tego punktu widzenia zrozumiała jest też konieczność pozostawienia pola dla różnych odstępstw i derogacji. Potraktowanie w taki sam sposób Niemiec i Hiszpanii, a tym bardziej Irlandii czy Cypru, które są w ograniczonym lub zerowym stopniu połączone z europejską siecią gazową, byłoby niesprawiedliwe i pozbawione sensu. Co nie znaczy, że kraje te nie będą i tak ograniczać zużycia, choćby po to, żeby obniżyć presję na ceny.
Reklama
Wśród stolic zabiegających o wyjątek od obowiązkowych celów unijnych była też Warszawa, której sytuacja jest inna niż Hiszpanii czy Irlandii.
Rzeczywiście, w porównaniu z tymi krajami Polska jest silnie powiązana z zależnym od dostaw rosyjskich rynkiem europejskim. Spodziewane uruchomienie gazociągu Baltic Pipe łączącego wasz kraj ze złożami norweskimi nieco pomoże, ale ograniczenie zapotrzebowania na gaz i tak będzie konieczne, i to raczej o więcej niż unijne 15 proc. Z naszych wyliczeń wynika, że pożądana skala oszczędności to w przypadku Polski 28 proc. Sprzeciw wobec wiążących celów wynikał raczej z chęci utrzymania tych kompetencji na poziomie krajowym. Zresztą oszczędzanie idzie wam dobrze: w pierwszych czterech miesiącach zużycie gazu było już o 20 proc. niższe niż w tym samym okresie roku ubiegłego.