Jak sprecyzował, chodzi o zapasy największej na Bałkanach rafinerii Łukoil Neftochim koło Burgas, rezerwy państwowej oraz zapasów handlowców. Do ich wykorzystywania doszłoby w sytuacji gdyby przez Morze Czarne nie mogły być realizowane rosyjskie dostawy, a Bosfor zostałby zamknięty. Bułgaria wykorzystuje ok. 3,5 mln ton ropy rocznie (dane z 2020 r., czyli okresu kryzysu covidowego), 50 do 60 proc. z nich to rosyjski Urals, pozostałe – tunezyjska oraz iracka ropa Brent. Wcześniej były okresy gdy Bułgaria zużywała do 5 mln ton rocznie.
Ze względu na uzależnienie Bułgarii od rosyjskiej ropy zmuszona ona była poprosić instytucje unijne o włączenie do grupy państw, które w razie przyjęcia embarga na rosyjską paliwo będą miały przesunięty termin wejścia w życie embarga. Według nieoficjalnych informacji bułgarskich mediów UE na razie odmawia. "Naszym narodowym interesem jest otrzymanie derogacji w sprawie sankcji na rosyjską ropę i stopniowo doprowadzenie do dywersyfikacji dostaw” – powiedział Wasilew i dodał, że między Grecją, Rumunią i Bułgarią już zaczęły się rozmowy w sprawie zróżnicowania dostaw przez istniejącą sieć regionalnych ropociągów i ewentualnym wznowieniu wstrzymanego ponad 10 lat temu projektu ropociągu, łączącego bułgarski port Burgas i greckim Aleksandrupolisem, który pozwoliłby na ominięcie cieśniny Bosfor.
Wasilew zarzucił poprzedniemu rządowi premiera Bojko Borisowa (2009-2021), że w ciągu ponad dekady nic nie zrobiono dla dywersyfikacji zarówno dostaw gazu, jak i ropy, stawiając kraj w zależności od Rosji. Dodał jednak, że powodów dla paniki w kraju nie ma.
Wasilew stwierdził także, że rafineria Neftochim nie może być objęta sankcjami lub skonfiskowana, ponieważ nie jest rosyjską, a szwajcarską własnością.