Według analizy Goldman Sachs "Oil: Squaring Russia’s missing barrels", konflikt zbrojny na Ukrainie i związane z nim sankcje nałożone na Rosję mogą wywołać jeden z największych w historii szoków podażowych. Ich zdaniem już w tej chwili obserwujemy największe zakłócenia na rynku od czasu wojny w Kuwejcie w 1990 r. GS spodziewa się, że kraje Zachodu będą chciały tego uniknąć poprzez uwolnienie strategicznych rezerw ropy przez USA, wzrost wydobycia przez główne kraje OPEC czy nawet potencjalne zniesienie sankcji na import ropy z Iranu i Wenezueli.

Reklama

W ocenie analityków GS, wszystkie te działania mogłyby pomóc w równoważeniu rynku, lecz pozostawiłoby to globalny rynek ropy bez bufora, co nadal wymagałoby ograniczania popytu poprzez wyższe ceny. Przy czym kluczowa będzie skala ograniczenia podaży z Rosji oraz postawa Chin.

Najbardziej negatywny scenariusz

Jak wskazuje GS, Chiny które importują w tej chwili 1,5 milionów baryłek dziennie, z 6 milionów baryłek dziennie rosyjskiego eksportu drogą morską i mogłyby przejąć większość z amerykańsko-europejskiej działki wynoszącej 4 mb/d. Jednak taka zmiana kierunku eksportu rosyjskiego nie byłaby pozbawiona trudności, zwłaszcza logistycznych, choć ostatecznie decyzja ta będzie miała wymiar przede wszystkim polityczny. Według analizy GS, jak na razie nie widać zwiększonych zakupów rosyjskiej ropy ze strony Chin.

Biorąc pod uwagę wciąż nasilający się konflikt zbrojny, eskalację zachodnich sankcji i rosnącą izolację Rosji, analitycy GS szacują, że wydarzenia te spowodują powstanie deficytu ropy na poziomie 1,6 mb/d. W rezultacie, Goldman Sachs podniósł prognozę ceny ropy Brent do 135 dol/bbl w 2022 r., do 115 dol. /bbl w 2023 r., z odpowiednio z 98 dol. i 105 dol./bbl.

W najbardziej negatywnym scenariuszu GS nie wyklucza cen ropy nawet na poziomie 175 dol./bbl w tym roku. (Pozytywny scenariusz przewiduje 115 dol./bbl w tym roku.)

Zdaniem ekonomistów GS, UE wkrótce ogłosi swoją nową strategię energetyczną, w której - według przewidywań - w krótkiej perspektywie nacisk zostanie przesunięty z dekarbonizacji na bezpieczeństwo energetyczne. Będzie to prawdpodobnie oznaczać, że utrzymywanie - przynajmniej na razie - większego udziału energii z węgla, atomu, gazu i generalnie dopuszczenia więcej emisji CO2, co potwierdza szybki spadek cen emisji - w ciągu ostatniego tygodnia o prawie 30 proc.