Gazeta informuje, iż niemiecki kanclerz Olaf Scholz, który podróżował do Moskwy samolotem wraz z kilkoma dziennikarzami, nie miał zbyt dobrego humoru i nie chciał z nimi rozmawiać.
Trudno się temu dziwić, kanclerz był ostatnio mocno krytykowany. "Gdy USA i NATO zwiększały presję na Rosję, on się powstrzymywał. Jego kraj blokował dostarczanie broni na Ukrainę. Scholz odmówił też stwierdzenia, że Nord Stream 2 pozostanie na stałe zamknięty w przypadku ataku na Ukrainę” – czytamy w dzienniku.
Jednocześnie "De Standaard" zauważa, że Niemcy mają znacznie głębszy związek z Rosją, nigdzie na świecie Berlin nie ma tak dużej ambasady (ani tak dużego Instytutu Goethego) jak w Moskwie.
"Związek sięga wieków. Caryca Katarzyna Wielka, która zaanektowała Krym w 1783 r., była córką niemieckiego monarchy” - przypomina gazeta, wskazując, że trauma II wojny światowej również odgrywa w tym swoją rolę.
Fascynacja Rosją
Fascynacja Rosją jest głęboka przede wszystkim wśród niemieckiej socjaldemokracji i w dużej mierze jest konsekwencją legendarnej "Ostpolitik" Willy'ego Brandta, zauważa "De Standaard”.
Gazeta wskazuje także na negatywną rolę byłego kanclerza Gerarda Schroedera, który mówił o prezydencie Rosji jako o "nieskazitelnym demokracie”.
"Głęboka, wzajemna fascynacja, chociaż obie strony próbowały się nawzajem zabić" – dziennik przypomina słowa byłego czeskiego ministra spraw zagranicznych Karela Schwarzenberga. Polityk mówił kilka lat temu o "sadomasochistycznym romansie" Berlina z Moskwą.