Estera Flieger: 29 sierpnia 1939 r. pracownicy Wedla rozdawali czekoladę ochotnikom kopiącym w Warszawie rowy przeciwczołgowe. Ale zaledwie kilka dni wcześniej firma ogłosiła konkurs fotograficzny na zdjęcie z wakacji. W jakim momencie dla czekoladowego imperium przyszła wojna?

Reklama
Łukasz Garbal: Dla firmy Wedlów rok 1939 to szczyt rozwoju. Nigdy nie miała tylu sklepów: blisko 30. A w planach były kolejne. W maju zaryzykowano nawet otwarcie sklepu na warszawskim Żoliborzu, pierwszy raz wychodząc poza ścisłe centrum miast, licząc na klientów spośród mieszkającej tam inteligencji. Rysowała się także perspektywa wyjścia za granicę, co wcześniej nie było możliwe z powodu silnego protekcjonizmu.
Oprócz rozdawania czekolady firma podjęła inne działania?
Wysiłek obronny wpływał na gospodarkę, a szczególnie na te przedsiębiorstwa, które zaangażowały się w pomoc. Firma Wedel była jedną z pierwszych, które dobrowolnie włączyły się we wzmacnianie potencjału obronnego kraju. A polegało to nie tylko na tym, że Jan Wedel, wykładając własne pieniądze, wspierał obronę przeciwlotniczą. Zaangażowała się cała firma, w tym też zachęcani do tego pracownicy. Z firmowego budżetu otrzymali nieoprocentowaną pożyczkę tylko po to, by sami mogli następnie pożyczyć pieniądze państwu. Wedel pomagał na wielu poziomach. Wcześniej firma kupiła karabiny maszynowe dla zaprzyjaźnionego 36 Pułku Piechoty Legii Akademickiej, który stacjonował niedaleko fabryki na Pradze.
Z powodu zaangażowania w to dobrowolne samoopodatkowanie na obronę państwa już latem 1939 r. Wedel wpadł nawet w problemy finansowe.
Reklama
Ale mimo kłopotów, których to przysparzało firmie, nawet się nie zawahał. Kiedy zaś wybuchła wojna, firma po wyjątkowo niskiej cenie sprzedawała mieszkańcom obleganej Warszawy paczki żywnościowe - zamiast chleba były tam biszkopty, oprócz tego znalazły się w niej karmelki. W tym czasie główna cukiernia Wedla przy ul. Szpitalnej, gdzie ostatnią mrożoną czekoladę przed wyjazdem wypił Witkacy, została splądrowana. To zdarzenie pokazuje tragizm oblężonego i bombardowanego miasta: to głód powodował, że ludzie czynili rzeczy, których nie zrobiliby w innych okolicznościach. Dotarłem do wspomnień córki jednego z uczestników tego wydarzenia, wówczas małej dziewczynki: nie mieli co jeść. Powojenni kronikarze wymazali ten epizod - a przecież wydarzenia możemy zrozumieć tylko wtedy, gdy widzimy pełny, nieocenzurowany z żadnych powodów obraz. Historię pokazywać trzeba w całości. Dopiero wówczas możemy coś zrozumieć, zamiast tworzyć mity.