Koniec badań nad kandydatem na lek z osocza firmy Biomed - jak wynika z informacji, którą w piątek otrzymał DGP od Agencji Badań Medycznych, zakończyła się rekrutacja do badań dotyczących swoistej immunoglobuliny anty-SARS-CoV-2. Powód? Analiza dotychczasowych wyników nie wykazała istotnej różnicy między pacjentami, którzy przyjmowali preparat i którzy otrzymywali placebo.
To miała być nasza broń przeciw koronawirusowi. W prace nad nią zaangażował się osobiście senator Grzegorz Czelej, który nieco ponad rok temu mówił, że będzie to “nasze dobro narodowe, ponieważ jest produkowany z krwi naszych obywateli”. Polityk Prawa i Sprawiedliwości tryskał wówczas optymizmem: Jako pierwsi na świecie mamy lek na COVID-19 - mówił.
Niestety, polski lek z osocza nie spełnił pokładanych w nim nadziei. “Przeprowadzone badanie nie wykazało różnic w ocenianych parametrach u pacjentów leczonych i nieleczonych immunoglobuliną podawaną w czasie do 5 i powyżej 5 dni od wystąpienia objawów [...] Rekrutacja w projekcie została zakończona z ww. przyczyn” - czytamy w oświadczeniu przesłanym “DGP” w piątek przez Agencję Badań Medycznych, która finansowała badanie.
Idea stojąca za lekiem z osocza jest prosta: skoro człowiek po infekcji wytwarza przeciwciała, to może wystarczy je pobrać od ozdrowieńca i podać osobie, u której infekcja dopiero się zaczyna - być może pomogą wówczas zatrzymać pochód wirusa. Wśród dawców osocza znaleźli się m.in. górnicy-ozdrowieńcy z Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Produkcją leku zajął się Biomed Lublin. Badanie kliniczne prowadzono w czterech szpitalach: w Lublinie, Bytomiu, Białymstoku i Warszawie. Liderem projektu został prof. Krzysztof Tomasiewicz, szef Kliniki Chorób Zakaźnych uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie.
Na czym polegało badanie? Biorącym w nim udział pacjentów podzielono na dwie grupy. Pierwsza otrzymywała placebo, druga - lek na bazie osocza. Oprócz tego wszystkich pacjentów leczono na COVID tak, jakby leczono każdego innego pacjenta (jeśli więc wymagał podania innego leku - np. remdesiwiru, to go otrzymywał). Chodziło o to, żeby wychwycić dodatkowy, leczniczy efekt, jaki zapewniłby preparat. Ponieważ go nie stwierdzono, badanie zostało zawieszone.
Nasi rozmówcy przyznają, że nawet gdyby wyniki pozwoliły na kontynuację badań, to i tak zanim lek by trafił na rynek, to by wymagało jeszcze bardzo wiele pracy i czasu. Teraz jednak badania, ponieważ nie wykazały istotnego wpływu, zostają na razie przerwane.
Spółka Biomed-Lublin w piątek mówiła dla DGP, że liderem Projektu i dysponentem środków był SPSK1 w Lublinie. - Biomed Lublin jako konsorcjant i otrzymał część z tych środków, które pokryły koszty wytworzenia serii produktu, niezbędnej do badań. Nie odnosząc się do wyników badań, gdyż Biomed nie ma ku temu uprawnień (jedynie ABM), wskazać należy, iż niezależnie jaki będzie ich wynik, kondycja i sytuacja finansowa Spółki nie jest od tego zależna. - mówił DGP Maksymilian Świniarski, Prezes Biomedu Lublin. Pytany o koszty informował, że całość projektu została sfinansowana przez Agencję Badań Medycznych - wartość projektu to 5 mln zł.
Akcje Biomed-Lublin oscylują na poziomie ok. 6,5 zł. Przed wybuchem pandemii wyceniano je na 1 zł, w październiku wynosiły koło 9 - 9,5 zł.
Informację o leku podało też Radio ZET