Minister zdrowia przekonuje, że mimo rosnącej liczby zakażeń COVID-19 nie ma mowy o powrocie do nauki zdalnej czy innych daleko idących obostrzeniach. – Szkoły na pewno nie zostaną zamknięte. Chcemy natomiast, żeby ludzie przypomnieli sobie zasady dyscypliny społecznej i ich przestrzegali – podkreśla Adam Niedzielski.

Reklama

Główny powód odmiennego podejścia w IV fali to większa odporność populacyjna, która w Polsce wynosi obecnie ok. 70 proc. W niektórych regionach jest nawet większa. To efekt szczepień oraz przechorowania COVID-19 przez sporą część Polaków – w grupie niezaszczepionych obecność przeciwciał wykryto u 45 proc. badanych.

To sprawia, jak tłumaczy szef resortu zdrowia, że przebieg epidemii się zmienia. Choć liczba zachorowań jest zbliżona do tej sprzed roku, to skutki dla ochrony zdrowia są znacznie mniej dotkliwe, co widać m.in. w liczbie hospitalizacji. Jak wskazuje Niedzielski, jest ich niemal dwa razy mniej niż w analogicznym okresie poprzedniej jesieni.

Z wczorajszych danych wynika, że liczba łóżek szpitalnych dla pacjentów covidowych wynosi 6,9 tys., tymczasem zajętych jest 1,9 tys. (rok wcześniej – 3,1 tys.). Z kolei jeśli chodzi o respiratory, obecnie zajętych jest 195, podczas gdy rok wcześniej było to 219.

Sytuacja jest jednak zróżnicowana geograficznie m.in. z powodu słabego wyszczepienia Polski Wschodniej. Modelując ryzyko dla regionów, resort bierze pod uwagę także średnią wieku mieszkańców. – W województwach wschodnich oba te parametry są najgorsze. To oznacza, że jest tam nie tylko największe ryzyko zachorowań, ale i zgonów. To są kandydaci do objęcia w pierwszej kolejności jakimiś dodatkowymi działaniami – przyznaje Adam Niedzielski.

CZYTAJ WIĘCEJ W ŚRODOWYM "DZIENNIKU GAZECIE PRAWNEJ">>>