Wiceszef resortu spraw zagranicznych był w czwartek gościem na antenie Polskiego Radia 24. Podczas rozmowy Piotr Wawrzyk został zapytany m.in. o postanowienie Europejskiego Trybunały Praw Człowieka, które nakazało Polsce zapewnić migrantom koczującym przy jej granicy żywność, ubrania, opiekę medyczną i, jeśli to możliwe, tymczasowe schronienie, przy czym środki te nie powinny być rozumiane, jako wymóg, by Polska wpuściła tych migrantów na swoje terytorium. Jesteśmy pozytywnie zaskoczeni (tym postanowieniem - PAP) i to w kilku wymiarach - podkreślił wiceszef MSZ.
Po pierwsze, nie ma wezwania nas do wpuszczenia tych osób na teren Rzeczpospolitej. Po drugie, jest przyznanie, że na państwach ciąży obowiązek kontroli granic i one decydują o tym kto, kogo i jak wpuszczają na swoje terytorium. A po trzecie, jest to niejako potwierdzenie naszej woli przekazywania pomocy humanitarnej tym osobom, które koczują na granicy, ale po stronie białoruskiej - tłumaczył Wawrzyk.
Dlatego w poczuciu odpowiedzialności za spełnienie podstawowych potrzeb tych osób wystosowaliśmy notę do rządu Białorusi, żeby się zgodziła na dostarczenie pomocy. Wysłaliśmy konwój na granicę, który cały czas czeka z tą pomocą humanitarną. Niestety, władze Białorusi nie chcą tym osobom udzielić pomocy humanitarnej - poinformował.
Wskazał, że gdyby rząd pozwolił dostarczyć migrantom koczującym na granicy polsko-białoruskiej pomoc, tak jak "chcieli zrobić posłowie Koalicji Obywatelskiej, czy Lewicy, to byłby z punktu widzenia prawa białoruskiego po prostu przemyt". Ale z punktu widzenia prawa polskiego również, dlatego, że to nie jest miejsce właściwe do przekazywania tego rodzaju przedmiotów biorąc pod uwagę polskie, ale też inne prawo - tłumaczył.
"Polscy parlamentarzyści dali się wciągnąć w grę Łukaszenki"
To się wpisuje w pewnym sensie w scenariusz, który nakreślono w Mińsku, bo sytuacja z tą grupą koczujących na granicy jest okazją do debaty, do podniesienia poziomu emocji w Polsce. Polska opozycja w cudzysłowie rzuciła się na rząd po tej sytuacji. Jest to jeden z elementów realizacji strategii Alaksandra Łukaszenki. Szkoda tylko, że polscy parlamentarzyści dali się wciągnąć w grę Łukaszenki. Bardzo duże rozczarowanie - ocenił.
Ta sytuacja też pokazuje, że Alaksandr Łukaszenka wykorzystuje ludzi instrumentalnie, bo ta odmowa dostarczenia pomocy humanitarnej pokazuje, że to nie o ich dobro chodzi. Chodzi o to, żeby siać zamęt, zamieszanie, destabilizować Polskę i Unię Europejską - dodał.
Z kolei na pytanie, czy Polska ma prawo cofać migrantów z granicy, wiceszef resortu spraw zagranicznych odpowiedział, że ochrona należy się tym osobom, które przybywają do państwa strony konwencji genewskiej bezpośrednio z państwa, w którym grożą im prześladowania. Te osoby przybywając do Polski z Białorusi nie są narażone na Białorusi na prześladowania z jednej strony, bo tak jak wiemy są de facto pod opieką władz Białorusi - powiedział.
Z drugiej strony Białoruś też jest stroną konwencji genewskiej o statusie uchodźców, więc do władz Białorusi powinni skierować swoje wnioski o ochronę międzynarodową, a władze Białorusi są zobowiązane do ich rozpatrzenia, bo te osoby są na ich terytorium - mówił.
W Usnarzu Górnym, na granicy polsko-białoruskiej, po stronie Białorusi, od kilkunastu dni koczuje grupa migrantów; osoby te nie są wpuszczane do Polski, granicę zabezpiecza Straż Graniczna i żołnierze. Migranci koczujący po białoruskiej stronie nie chcą wracać na Białoruś. Według informacji Straży Granicznej z poniedziałku grupa liczy obecnie 24 osoby.