W lipcu weszła w życie nowelizacja prawa oświatowego, która rozszerzyła możliwość funkcjonowania szkół w ramach edukacji domowej. Z jednej strony słyszymy, że ojcem sukcesu jest poseł Bartłomiej Wróblewski (PiS), z drugiej – że Paweł Zakrzewski, który przed laty z żoną prowadził w Warszawie szkoły Salomon. Placówki te w wyniku kontroli przeprowadzonej w 2014 r. przez ratusz miały zwrócić miastu wypłacone dotacje – prawie 1,5 mln zł. Sąd uznał wprawdzie, że możliwość dochodzenia należności uległa przedawnieniu, sprawa położyła się jednak cieniem na edukacji domowej. Zakrzewscy wciąż nie rozwiązali też niejasności z fiskusem: chodzi o rozliczenia podatku dochodowego i VAT. Ich zdaniem padli ofiarą ataków konkurencji, do których zaangażowano aparat państwowy.
Od dwóch lat Paweł Zakrzewski organizuje kontrofensywę – w Sejmie. Posłowie napisali w tym czasie kilkadziesiąt interpelacji w jego obronie: do resortów edukacji, finansów i kultury. Pytali, czy resorty wiedzą o dyskryminacji Zakrzewskich i jak zamierzają zareagować. „Uruchomiono przeciw Pawłowi i Marzenie Zakrzewskim działania dyskryminacyjne i represje. (…) zostali zmuszeni do opuszczenia kraju. Pod ich nieobecność zaczęto w iście ekspresowym tempie likwidować placówki oświatowe, fundacje i stowarzyszenia. (…) Stali się celem bezpardonowych wielowymiarowych ataków ze strony funkcjonariuszy państwowych” – czytamy w jednym z pism. W sumie podpisało się pod nimi 274 posłów.
Nigdy człowieka nie spotkałem – zarzeka się dziś Dariusz Joński (KO). – Ja to podpisałam? Głupia sprawa, wiem, że powinnam czytać i pamiętać, co podpisuję – mówi Barbara Nowacka (KO). Lista parlamentarzystów, którzy odpowiadają podobnie, jest dużo dłuższa i ponadpartyjna. Jak słyszymy od jednego z polityków PiS, posłowie są oceniani według zasady: im więcej interpelacji, tym wyższe noty w partii i terenie. W teorii interpelacja jest bowiem jedną z form kontroli parlamentarnej. – Dziś piszą je asystenci, inspirowani z zewnątrz. A posłowie podpisują. To idzie w dziesiątki, setki – słyszymy.
Reklama
Po to poseł bierze pieniądze na funkcjonowanie swojego biura, by mieć dokładny wgląd w każdą ze spraw i w razie wątpliwości móc je rozwiać. Sytuacja, w której posłowie nie wiedzą, co podpisują, jest głęboko patologiczna – komentuje Alina Czyżewska z Sieci Obywatelskiej Watchdog.
Reklama
Paweł Zakrzewski obiecał przedstawić nam dokumenty świadczące o tym, że jego rozliczenia z fiskusem są bez zarzutu. Do zamknięcia tego wydania DGP tak się nie stało. Potwierdził jednak, że zamierza wrócić na edukacyjny rynek. ©℗ A10