Osoby śledzące międzynarodową sytuację Polski w ostatnich tygodniach zapewne zaczynają odczuwać rosnące uczucie duszności. Za jego nasilanie się odpowiada niestety nie fala upałów, lecz zaciskająca się pętla. Powolutku przydusza ona szyję krajowi, który miał trzydzieści lat na to, by stać się państwem odpornym na długotrwałą presję, lecz takowym nie stał. Ba! kolejni polscy przywódcy wspomnianej konieczności nawet nie traktowali do niedawna poważenie.

Reklama

Skoro więc sztuka stworzenia silnego państwa się nie udała (zresztą nie pierwszy raz) i nie da się szybko nadrobić zaniechań z przeszłości, wybór przed jakim staniemy w polityce wobec krajów zachodnich de facto będzie bardzo prosty. Albo kapitulujemy stopniowo na każdym froncie, albo wybieramy, to czego koszty są najmniej bolesne i ustępujemy, by skupić na obronie najważniejszych interesów. Jest to oczywiście rozważanie bardzo teoretyczne, bo najprawdopodobniejszy scenariusz na przyszłość łatwo przewidzieć.

Faza oporu

Najpierw przejdziemy przez fazę oporu przy okazji procedowania w parlamencie przyjętego właśnie przez Sejm projektu nowelizacji Kodeks postępowania administracyjnego. Wprowadzane w nim zapisy mogą utrudnić nie tylko dziką reprywatyzację, jakiej ofiarami padały dziesiątki tysięcy rodzin w Warszawie, Krakowie, czy Poznaniu, ale też próby uzyskania przez organizacje żydowskie odszkodowania za mienie, jakie w czasach II RP należało do Żydów (w przytłaczającej większości wymordowanych podczas Holocaustu). Wprowadzana nowelizacja służy obronie interesów obecnie żyjących obywateli polskich oraz całego państwa. Jednak oznacza także odżegnanie się od wypłacenia w przyszłości reparacji, a takowe zostały przyobiecane wraz z przystąpieniem Polski w czerwcu 2009 r. do deklaracji trezińskiej. Nie określa ona wprawdzie ani terminów ani form odszkodowań za utracone mienie, jednak 46 państw pod nią podpisanych zadeklarowało finansowe rozliczenie się ze społecznością żydowską.

Reklama

CO SĄDZISZ O POLITYCE ZAGRANICZNEJ POLSKI?

Reklama

Kłopot w tym, że spośród ok. 6 mln, Żydów, jacy mieszkali na terenie Europy w 1939 r., aż 3,5 mln było obywatelami II Rzeczpospolitej. Łatwo wiec zgadnąć, na który z 46 krajów (nota bene w większości uchylających się do spełnienia deklaracji) spada główny ciężar finansowy.

Ostre słowa Lapida. I mocna odpowiedź Morawieckiego

Tymczasem, jak napisał na Twitterze szef izraelskiej dyplomacji Jair Lapid: „Izrael będzie bastionem chroniącym pamięć o Holokauście oraz godność ocalałych z Holokaustu i ich własność” wspomniał też, iż: „polskie prawo jest niemoralne”. Doświadczymy więc teraz fazy wzmożonego oporu, bo nikt nie lubi, jak się nim pomiata „Tak długo, jak będę premierem, tak długo Polska na pewno nie będzie płaciła za niemieckie zbrodnie. Ani złotówki, ani euro, ani dolara” – zdążył już odpowiedzieć premier Mateusz Morawiecki. Opór wzmogą kolejne oświadczenia izraelskiego rządu. Jeśli wzbudzą w Polsce rosnącą falę nastrojów antysemickich, tym lepiej dla drugiej strony, bo potencjalny płatnik będzie się dodatkowo kompromitował w oczach światowej opinii publicznej.

W tej rozgrywce najbliższy sojusznik Izraela, jakim są Stany Zjednoczone, już wziął na siebie rolę negocjatora i jednocześnie „dobrego policjanta”. Rezydujący w Warszawie chargé d’affaires USA Bix Aliu zaczął od listu do marszałek Sejmu, w którym przekonuje po dobroci, iż polski ustawodawca powinien wziąć pod uwagę roszczenia żydowskie. Tłumacząc przy okazji, że musi zgodnie z ustawą nr 447 (Justice for Uncompensated Survivors Today – JUST), podpisaną przez Donalda Trumpa w maju 2018 r. wspierać realizację deklaracji teresińskiej. Wkrótce naciski zaczną najpewniej narastać, bo moment ku temu jest znakomity z racji sumowania się innych presji.

Suma wszystkich presji

Oto ich lista. Na początek rosyjskie tajne służby obnażyły niezdolność polskiego państwa do obrony przed cyberatakiem oraz ochronienia własnych tajemnic. Niemal jednocześnie zapadła klamka, co do tego, że Nord Stream 2 będzie ukończony. Za to budowa kluczowego dla polskiej energetyki gazociągu Baltic Pipe została zablokowana na jego duńskim odcinku. Jeśli szybko nie ruszy, za rok grozi Polsce albo negocjowanie nowych kontraktów gazowych z Rosją, albo odkupywanie błękitnego paliwa od niemieckiego pośrednika, acz i tak będzie ono pochodziło z Nord Stream 2. Presję energetyczną potęguje spór z Czechami o kopalnię i elektrownię w Turowie. Ukazał on bezradność polskiego rządu i dyplomacji w obliczu procedur unijnych, w których natomiast znakomicie odnaleźli się Czesi. Nad tym zaś wisi presja całej UE w sprawie konieczności dokonania kosztownej transformacji energetycznej, czyli na początek likwidacji kopalń i elektrowni węglowych.

Do tej listy należy dodać presje wywierane przez Komisję Europejską, Parlament Europejski oraz inne unijne instytucje na Warszawę w kwestiach: wycofania zmian wprowadzonych w sądownictwie, umożliwienia kobietom aborcji na życzenie, przyznania społeczności LGBTQ praw podobnych do tych, jakimi cieszy się w krajach Europy Zachodniej. Ta suma wszystkich presji powoli osiąga stan szczytowy, podobnie jak stopień osamotnienia III RP. Niemal jak przysłowiowa obrona twierdzy jasnogórskiej, z tą różnicą, iż znikąd nadziei na odsiecz, zaś oblężeni chętniej niż za oblegających biorą się za łby między sobą.

Stany Zjednoczone potrafią przetrzepać skórę sojusznikowi

W najbardziej prawdopodobnym scenariuszu pierwsze pękniecie nastąpi w tym punkcie, w którym presję wywiera najbardziej doświadczony gracz. Ze świecą zaś można szukać kraju potrafiącego skuteczniej używać narzędzi dyplomatycznych do łamania oporu innych państw od Stanów Zjednoczonych. Jak potrafią przetrzepać skórę sojusznikowi, który się wygłupił samobójczym pociągnięciem, pokazał dwa lata temu krótki łomot urządzony Warszawie za idiotyczną nowelizację ustawy o IPN. Teraz rzecz jest poważniejsza, bo wstępnie idzie o 60 mld dolarów. Na tyle Światowa Organizacja Restytucji Mienia Żydowskiego (WJRO) w 2015 r. wyceniała polskie należności. Tymczasem Polska bardzo potrzebuje opieki USA - przynajmniej w kwestii ochrony przed zakusami Rosji oraz dostaw amerykańskiego gazu. O wsparciu w oporze przeciw presjom wywieranym przez Unię można już zapomnieć.

Nowelizacja Kodeksu postępowania administracyjnego najpewniej więc z jakiegoś, przypadkowego powodu się nie uda (pomoże opozycja w Senacie?). Gdy zaś pętla z innych presji jeszcze mocniej się zaciśnie, wówczas okażą się możliwe ciche negocjacje na temat wysokości „haraczu”, bo kwota 60 mld dolarów, to suma wyjściowa, z możliwością wielu upustów i rozłożeń na raty. Na marginesie słowo „haracz” jest tu najbardziej adekwatne.

Dawna Rzeczpospolita, w czasach większych słabości regularnie opłacała haracz chanowi Tatarów lub sułtanowi Turcji. W zmian ci odstępowali od najazdów i odkładali uczynienie jakiejś krzywdy Polakom na później. Obecnie trafiłby on na konta istniejącej od 1993 r. i zajmującej takimi przedsięwzięciami Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego. Ta zaś rozdysponowała go, wypłacając garstce żyjących ofiar Holocaustu oraz spadkobiercom godziwe kwoty, resztę (czyli znaczą większość sumy) przekazała całej rzeszy żydowskich: organizacji lobbystycznych, fundacji i stowarzyszeń działających w Izraelu, USA oraz innych krajach. Wszystkie one, w odwrotności od Polskiej Fundacji Narodowej nie zajmują się transferem pieniędzy spółek skarbu państwa do prywatnych kieszeni ludzi, którzy lubią dostatnie życie, lecz rozwijaniu tzw. „miękkiej siły”, służącej wspieraniu strategicznych interesów narodu żydowskiego.

Po jednej kapitulacji przyjdą kolejne

Po jednej kapitulacji z czasem przyjdą kolejne. Poczynając od zgody na to, by polski system energetyczny został oparty na stabilizujących go elektrowniach gazowych, zasilanych paliwem z Rosji. Kończąc zaś na tym, że pójście pod prąd zmianom obyczajowym, jakie trwają na Zachodzie, okaże ponad siły polskiej prawicy. Gdy tylko straci władzę w III RP, bardzo szybko nastąpią i to w sposób już nieodwracalny.

Zachodni politycy, którzy sukcesywnie dociskają Polskę dobrze wiedzą, że mają do czynienia z krajem niezdolnym do znoszenia długotrwałej presji. Potrafiącym histerycznie pokrzyczeć, obrazić się na cały świat za dotykające go niesprawiedliwości (jakby kogokolwiek to obchodziło), lecz potem pękającym na całej linii. Aby na koniec pamiętać o chwalebnym oporze, jednocześnie wypierając ze świadomości rozmiary klęski. Do niej zaś zamierza cała polityka zagraniczna rządów Zjednoczonej Prawicy. Skoro od samego początku była pomyślana, jako propagandowy dodatek do polityki wewnętrznej, służący pozyskiwaniu głosów wyborców, nie mogło pójść inaczej.

W tym zalewie pesymizmu da się jednak wytyczyć i bardziej optymistyczny scenariusz (acz zdecydowanie mniej prawdopodobny). Polska chcąc chronić własne interesy zacznie wreszcie manewrować. Starając nie dać każdemu, czego tylko sobie życzy, a w zamian dostać co najwyżej kolejny raz w twarz. Wybór tego scenariusza wymagałby określenia w pierwszym kroku, które z presji najłatwiej jest zdjąć z siebie, ponosząc przy tym najmniejsze koszty.

Tu od razu można zauważyć, że tej ze strony Rosji zdjąć się nie da. Dla Kremla III RP jest przeszkodą utrudniającą takie uporządkowanie Europy Wschodniej, jak tego sobie życzy Władimir Putin. Przeszkodą jednak drugorzędną, z którą się nie negocjuje. Dlatego jeśli Moskwa będzie miała jakąkolwiek okazję, żeby uczynić coś co mocno zaboli Warszawę, zrobi to z radością.

W przypadku presji wywieranej przez organizacje żydowskie, Izrael oraz USA, to spełnienie żądań niczego Polsce na dłuższa metę nie daje. Jest bardzo mało prawdopodobne, żeby Stany Zjednoczone zrezygnowały całkowicie z wojskowej obecności w naszym rejonie Europy. Wówczas wyrzekłby się jednego z ważniejszych narzędzia nacisku na Rosję, gdyby ta zamiast balansowania wybrała bliski sojusz z Chinami. Wypłacenie „haraczu” nie zapewni też dobrych, partnerskich relacji z Państwem Żydowskim.

Od narodzin III RP polska polityka zagraniczna żyła fantasmagorią, iż uda się uczynić wzajemne kontakty tak przyjazne, że izraelski rząd zechce mitygować organizacje żydowskie w USA, jeśli te zaczną domagać się odszkodowań za mienie pozostawione przez ofiary Holocaustu. Bardzo trudną przeszłość miało przekreślić pojednanie. Przez dekady wypierano więc fakt, że w zbiorowej pamięci Żydów II Rzeczpospolita zapisana jest nie jako druga ojczyna, lecz miejsce gdzie byli regularnie: upokarzani, bici lub nawet zabijani podczas pogromów. Gdy zaś młode, żydowskie elity trafiały na studia, polska młodzież z ONR robiła wszystko, by wyrzucić je z uniwersytetów lub w najlepszym razie zamknąć w getcie ławkowym. Po czym podczas nazistowskiej okupacji (acz nie zapomniano, że naziści byli Niemcami i Austriakami) Polacy pomagali wyłapywać i mordować Żydów. Tak widzi się naszą wspólną przeszłość w Izraelu i uczy o niej kolejne pokolenie. Jednorazowa wypłata reparacji niewiele zmieni. Niemcy, by zmienić pamięć o sobie uiszczali regularne opłaty za pośrednictwem stowarzyszeni Claim Conference od roku 1952 aż do 2013.

Bliskie relacje z Izraelem coraz mniej potrzebne

Obecnie bliskie relacje z Izraelem są Polsce coraz mniej do czegokolwiek potrzebne. Państwo Żydowskie uwikłane w nierozwiązywalny konflikt z Palestyńczykami, znienawidzone przez świat Islamu, traktowane jest w Europie Zachodniej jako problem, od którego szybko odcinają się wszystkie rządy. Czynią to, jeśli tylko trafia się ku temu bezpieczna okazja, czyli brak ryzyka oskarżenia o antysemityzm. Z pragmatycznego punktu widzenia presję na wypłatę reparacji za pożydowskie mienie należałoby przeczekiwać tak długo, jak tylko się da.

Już nie przeczekania, ale stawienia skutecznego oporu wymagałaby presja na przekształcenie polskiej energetyki wedle modelu niemieckiego, tak aby oprócz źródeł odnawialnych, oparta została na elektrowniach gazowych. Jedyne technologiczne wyjście na dziś to zagryźć zęby i za wszelką cenę budować elektrownie atomowe. No albo skapitulować i liczyć, że jakoś to będzie, a Matka Boska okaże się pomocna przy zmaganiach z polityką klimatyczną.

Po rachunku presji, którym musi się stawić czoła w rubryce takich, jakie da się łatwo zdjąć bez wielkich kosztów pozostają: praworządność, aborcja, LGBTQ. Po takim manewrze III RP zyskałaby możliwość uwolnienia się od gęby „brata bliźniaka” Węgier oraz większe szanse na polityczne zbliżenia z tymi krajami Unii, które chciałby równoważyć siłę Niemiec. czy nawet wspólne niemiecko-francuskie przedsięwzięcia. Tak, jak to się stało w nocy z czwartku na piątek, gdy Polsce i krajom nadbałtyckim udało się podczas obrad Rady Europejskiej zablokować plan zorganizowanie wspólnego szczytu z Putinem, do jakiego parli kanclerz Merkel i prezydent Macron.

Szkopuł w tym, że opór przeciwko trendom zmian obyczajowych oraz reforma praworządności zostały zapisane na sztandarach PiS. Zwłaszcza to pierwsze ma chronić naród przed demoralizacją, utratą tożsamości, ateizacją i wymieraniem (acz ono już trwa). Tylko że dziś wybór jest dość prosty: albo Polska bierze kurs na serię klęsk w imię tego, by prawica przez kilka lat mogła szczycić się moralnym zwycięstwem (nim zmiany obyczajowe nastąpią), albo skupia na obronie tego, co najważniejsze na przyszłość. Czyli zachowuj się wreszcie jak dojrzałe państwo, świadome swych strategicznych interesów, a nie jak zwykle.