Pora na refleksję przychodzi w dwa tygodnie po ogłoszeniu statystyk przez INSEE (państwowy instytut statystyki i studiów ekonomicznych, odpowiednik GUS). O 8 tys. nowo narodzonych mniej niż w styczniu ub.r. – takiego spadku demograficznego nie było od 45 lat.

Reklama

Baby crash zamiast baby boomu

- Po lockdownie spodziewano się baby boomu, a nastąpił baby crash – komentował dziennikarz BFM TV. Specjaliści zwracają jednak uwagę, że nadzieje były bezzasadne, gdyż kryzysy zawsze powodują spadek narodzin.

A w Europie zima demograficzna trwa od lat 70. To jedna z przyczyn jej osłabienia politycznego – twierdzi Gerard-Francois Dumont, jeden z najbardziej znanych francuskich demografów.

Reklama

Niektórzy eksperci przewidują, że obecny spadek demograficzny jest przejściowy – pary na później odkładają projekty rodzicielskie, twierdzą, uzupełniając przypomnieniem, że podczas lockdownu zabrakło okazji do spotkań, obawa o zatrudnienie wstrzymywała projekty rodzicielskie i zamknięte były centra wspomaganego rozrodu.

Francja ma stały kłopot?

Reklama

Inni specjaliści zauważają, że we Francji współczynnik płodności spada regularnie od 10 lat. Po osiągnięciu szczytu w roku 2010 (2,03 dziecka na kobietę) opadł on w ub.r. do 1,84. Zwracają przy tym uwagę, że nawet ten „rekordowy” na warunki europejskie, wynik sprzed dziesięciu lat nie dochodził do progu odnowienia ludności, który wynosi 2,1 dziecka na kobietę.

Francja, obok Irlandii, długo była wyjątkiem pod względem płodności kobiet – cytuje dziennik "Le Figaro" Gerarda-Francois Dumonta w piątkowym numerze. Według tego znanego we Francji profesora demografii "zima demograficzna, jaka od lat 1970 zapadła nad Europą, jest jedną z przyczyn jej osłabienia geopolitycznego".

We Francji – analizuje profesor – polityka rodzinna do roku 2010 podtrzymywała poziom narodzin. Jednak podczas prezydentury Francois Hollande’a (2012-2017) "obcinano systematycznie zachęty finansowe i podatkowe, trudniejsze stało się też pogodzenie życia zawodowego z życiem rodzinnym" – wylicza demograf.

Imigranci nie pomogą?

- Spadek liczby ludności to zmniejszenie produkcji bogactw – tłumaczy profesor, po czym unosi się przeciw "buchalteryjnemu rozumowaniu", według którego "starczy na miejsce nieurodzonych dzieci sprowadzać imigrantów, przybywających głównie z Południa". A to dlatego, że wielka część tych przybyszy niedopasowana jest do potrzeb gospodarczych Francji – jest wśród nich dwa razy więcej bezrobotnych niż wynosi średnia krajowa – cytuje statystyki Dumont. A gdy chodzi o tych, których kwalifikacje odpowiadają potrzebom, to jest "etyczna sprzeczność" w sprowadzaniu lekarzy z krajów Południa, które tak bardzo potrzebują poprawy swej sytuacji sanitarnej.

W tym samym numerze "Le Figaro" Laurence de Charette wyraża zdziwienie z powodu "tak słabej reakcji" na wiadomość o spadku narodzin. Wynika to, zdaniem komentatorki, ze "zbiorowego zamglenia świadomości z powodu pandemii" oraz z "prometejskiego szaleństwa", jakim jest "fabrykacja dzieci poza łonem matki". To konsekwencja "traktowania życia nie jako daru łaski, ale jako towaru" – pisze dziennikarka. A przecież "przeznaczenie kraju jest nierozerwalnie związane z demografią, która wyznacza jego żywotność" – napomina Laurence de Charette.