Kraje Europy Zachodniej i USA dostrzegły te problemy wcześniej. Systemy dopłat, dotacji, subwencji czy proekologicznych ulg podatkowych zachęcają przedsiębiorców i społeczeństwo do zarabiania i korzystania z odnawialnych źródeł energii. W Polsce problem ten zauważyliśmy po wejściu do Unii Europejskiej. Unijne szkolenia i dotacje doprowadziły do powstania wielu programów promujących wykorzystanie odnawialnej energii - zarówno w skali przemysłowej, jak i na poziomie drobnego przedsiębiorcy i indywidualnego odbiorcy.

Reklama

Centrum Zielonych Technologii przeprowadziło szereg szkoleń na terenie województwa podlaskiego, w których brali udział przedsiębiorcy i rolnicy zainteresowani zmianą profilu własnego gospodarstwa, szukający dodatkowych dochodów albo chcący podnieść kwalifikacje. W organizowanych w ramach projektu Centrum Zielonych Technologii warsztatach z zakresu odnawialnych źródeł energii uczestniczyli m.in. państwo Gogolowie. Mieli już doświadczenie w przetwarzaniu i wykorzystywaniu biomasy, zamierzali jednak pogłębić wiedzę na ten temat.

Michał Gogol wraz z żoną Urszulą prowadzi 10-hektarowe gospodarstwo we wsi Zaczerlany, 20 km od Białegostoku. Wieś leży w otulinie Narwiańskiego Parku Narodowego. To właśnie położenie zadecydowało o zainteresowaniu gospodarzy przetwarzaniem biomasy.

Narwiańskie żniwa

"Byłem na kilku szkoleniach związanych z ekologią. Najbardziej jednak zainteresowało mnie pozyskiwanie energii z biomasy, której w Narwiańskim Parku jest pod dostatkiem" - mówi Michał Gogol. Tą biomasą jest trzcina porastająca nadrzeczne łąki. Jej ilość mierzy się setkami hektarów. "Teraz na opał dość powszechnie przetwarza się słomę" - kontynuuje gospodarz. "Robi się z niej brykiet opałowy o kaloryczności zbliżonej do drewna. Zacząłem się zastanawiać nad przetwarzaniem trzciny w podobny sposób. Okazało się to możliwe" - dodaje.

Reklama

Państwo Gogolowie biorą co roku udział w przetargach na koszenie i zbiór trzciny w Narwiańskim Parku Narodowym. Trzciny kosi się dla zachowania naturalnych siedlisk ptaków bytujących na otwartych przestrzeniach, w przeciwnym razie gatunki te zniknęłyby z narwiańskich łąk bezpowrotnie. Jeszcze 20 lat temu rolnicy kosili trawy i trzciny na własne potrzeby. Teraz paszę dla zwierząt pozyskują na terenach bardziej dostępnych dla maszyn rolniczych, co jest mniej pracochłonne i bardziej ekonomiczne.

"Koszenie łąk zaczyna się 1 lipca i trwa do końca września" - mówi Michał Gogol. "W ubiegłym roku skosiliśmy 16 ha ręcznie, co jest wymogiem przetargu, i 33 ha maszynowo. I jest to dopiero początek naszej pracy" - dodaje. Do zbioru trzciny potrzebny jest solidny ciągnik i bardzo dobra znajomość terenu, gdzie zbiera się surowiec. Na bagiennych łąkach pełno jest niespodzianek. Dziury bobrowe o głębokości ponad 1,5 metra czy mocno podmokłe i torfowe fragmenty łąk powodują grzęźnięcie sprzętu i często jego uszkodzenie. Skoszoną trzcinę suszy się na łące, następnie beluje i zwozi do gospodarstwa.

Reklama

Paliwo przyszłości

Do produkcji brykietu potrzebny jest specjalistyczny sprzęt i wiedza praktyczna. Najpierw trzeba zmierzyć wilgotność surowca. "Trzcina powinna mieć wilgotność w granicach 12 - 18 proc." -mówi Michał Gogol. "Jeśli deszcz zmoczy bele zgromadzone na podwórku, muszę je rozrzucić i suszyć jeszcze raz. Stąd też moja kolejna inwestycja. W tym roku planuję budowę nowej wiaty, aby uniezależnić się od kaprysów aury" - opowiada.

Następnym etapem produkcji jest wstępne rozdrobnienie trzciny na kawałki o długości ok. 10 cm. Służy do tego paszowóz - urządzenie powszechnie stosowane do przygotowywania karmy dla zwierząt. Później surowiec trafia do młyna, gdzie jest cięty na jeszcze mniejsze kawałki (o długości 1 cm), a następnie do zbiornika brykieciarki. To najważniejsze urządzenie w gospodarstwie. Maszyna pod wysokim ciśnieniem prasuje pociętą trzcinę i zamienia ją w twardy brykiet gotowy do podkładania w piecu CO. Brykiet w formie walców o długości ok. 25 cm i średnicy 5 cm pakowany jest w worki po 25 kg i tak sprzedawany.

Same plusy

"Niewątpliwą zaletą brykietu jest jego poręczność podczas transportu i przechowywania w domu" - mówi Urszula Gogol. "Wystarczy koło pieca postawić parę worków i co pewien czas podrzucić kilkanaście kawałków. Nie trzeba mieć składu na węgiel ani miejsca na suszenie drewna" - dodaje. Dochodzą też inne zalety doceniane przez coraz większe rzesze klientów. Przy paleniu brykietu nie powstaje sadza, która jest zmorą spalających drewno lub węgiel, nie wydziela się też dwutlenek siarki, który jest jedną z przyczyn kwaśnych deszczów. Również cena w ostatnich latach stała się atrakcyjna. "W tej chwili koszt 1 m sześc. brzozy to ok. 100 zł, dodając do tego kaloryczność brykietu, ogrzewanie nim jest tańsze" - twierdzi Michał Gogol. "Węgla i innych paliw kopalnych cały czas ubywają, a trzcina odrasta co roku" - mówi.

Są perspektywy

Koszty zakupu urządzeń do produkcji brykietu są dość wysokie. Brykieciarka kosztuje 120 tys. zł, dochodzi do tego zakup innych urządzeń, odpowiednie przyłącze energetyczne oraz koszty napraw sprzętu koszącego trzcinę w trudnych warunkach. "Moja inwestycja zacznie się zwracać dopiero po pięciu latach" - zaznacza Michał Gogol. "Mimo to uważam, że jest to branża z dużymi perspektywami. Polacy powoli przekonują się, że inwestowanie w ekologiczne źródła energii jest opłacalne. Jest to wygodniejsze, a w przyszłości - podobnie jak w Europie Zachodniej - będzie można liczyć na różnego rodzaju ulgi finansowe" - przekonuje.

W tej chwili gospodarze mają stałych klientów, którzy ogrzewają domy wyłącznie brykietem i kupują od 4 do 6 ton na sezon. "Myślimy, że z czasem będzie jeszcze lepiej" - oceniają państwo Gogol.