"Europejskie rolnictwo potrzebuje głębokich zmian. Chcemy, by nasi farmerzy stopniowo uczyli się stawiać czoła wymogom rynku. Naszym celem jest odchodzenie od protekcjonizmu, a także ochrona środowiska i zapobieganie kryzysowi żywnościowemu na świecie" - mówiła w Strasburgu komisarz Marianne Fischer Boel. Jej propozycje obejmują m.in. zmniejszenie dopłat bezpośrednich dla rolników oraz likwidację kwot produkcyjnych np. mlecznych. Zamiast tego do europejskich zagród ma zawitać więcej wolnego rynku. Te propozycje to część pakietu zmian, które krok po kroku mają przygotować liberalizację wspólnej polityki rolnej UE do roku 2013.

Reklama

Propozycje Fischer Boel z pewnością nie ułatwią rozpoczynającej się 1 lipca unijnej prezydencji Francji. Pani komisarz, prywatnie żona duńskiego rolnika, twierdzi, że reformy "nie będą rewolucją dla europejskiej wsi, ale przygotują ją do wyzwań globalizacji”. Jednak przekonanie do nich wszystkich państw UE nie będzie łatwe. "Nie ma drugiej takiej unijnej polityki, która wywoływałaby takie emocje jak rolnictwo. Plany komisarz Fischer Boel nie są pierwszym podejściem do reformy WPR. Dotychczas zawsze wszystko rozbijało się o pieniądze, a ambitne projekty kończyły się zgniłymi kompromisami" - mówi DZIENNIKOWI Jan Techau z Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej.

Głównym hamulcowym są Francuzi, największy beneficjent unijnej agropolityki. Po przeciwnej stronie barykady znajdują się kraje o stosunkowo niewielkim sektorze rolnym, których rzecznikiem jest Wielka Brytania. "Zamiast tracić miliardy na utrzymywanie rolników w iluzji rentowności powinniśmy zdać się na wolny rynek, a zaoszczędzone pieniądze zainwestować w edukację czy nowe technologie. Deszcz niezasłużonych pieniędzy blokuje rozwój sektora rolnego" - mówił DZIENNIKOWI kilka tygodni temu szef brytyjskiej dyplomacji David Miliband.

Rozdarci w tym sporze są Niemcy. Wprawdzie dopłaty bardzo się im przydają, zwłaszcza na obszarach dawnego NRD, ale z drugiej strony jako płatnik netto do unijnego budżetu Berlin od lat opowiada się za cięciami we Wspólnej Polityce Rolnej. Podczas ostatniej próby reform podjętych przez Komisję Europejską rząd Gerharda Schroedera stanął po stronie obozu zmian. Musiał jednak skapitulować przed nieugiętymi Francuzami, którzy zagrozili blokadą rozszerzenia Unii na wschód, co było wówczas głównym postulatem Niemiec.

Reklama

Świeże pomysły na reformę WPR mogą i tym razem doprowadzić do awantury. Głównie z powodu nowych członków Unii, którzy mają największy w Europie odsetek osób zatrudnionych w rolnictwie. Stanowisko Polski, największego kraju nowej Unii, jest na razie wyczekujące. "Jesteśmy otwarci na dyskusję o reformie, jeśli będzie ona rzeczywistą reformą. Jeżeli chodzi tylko o ślepe cięcie kosztów, to nie jesteśmy zainteresowani" - mówił DZIENNIKOWI wysoki urzędnik Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej, który przygotowuje polską strategię wobec reform WPR. Zdecydowanie zgodę na reformę wyklucza natomiast Ministerstwo Rolnictwa.