Kilka tygodni temu gwiazda brytyjskiego programu telewizyjnego "Top Gear" Jeremy Clarkson, ujawnił swój numer konta. Chciał wyśmiać głośną aferę w Wielkiej Brytanii z października 2007 r., gdy zginęły dwa komputerowe dyski z 25 milionami danych filantropów pomagających dzieciom. Clarkson uważał, że ta sprawa jest sztucznie rozdmuchana. Był przekonany, że ujawnienie ciągu cyfr nie zagrozi jego oszczędnościom.

Reklama

Kilkanaście dni póżniej nie był już taki pewny siebie. Ktoś, wykorzystując podane przez niego dane, zrobił mu niezłego psikusa. Przelał z jego konta na konto organizacji charytatywnej 500 funtów.

"Numer konta jest jak adres do naszego mieszkania. Dopóki nie zostawimy otwartych drzwi, nic nam nie grozi" - twierdzi Marcin Pawelec z Lukas Banku, który jest przekonany o bezpieczeństwie swojego internetowego konta. Ale jego numeru nam nie podał.

Piotr Utrata z ING Banku także zapewniał, że sam numer konta nie umożliwi złodziejowi kradzieży naszych oszczędności. I choć początkowo zgodził się ujawnić numer rachunku, to ostatecznie odmówił.

"Złodziej nic nie zrobi z naszym numerem konta, ot, będzie tylko wiedział w jakim banku trzymamy pieniądze" - zapewniła nas również Jolanta Grzechca z mBanku. Dlaczego więc nie podała nam tego numeru? " A chcecie mi przelać jakieś pieniądze?" - zażartowała. "To nie jest zagrożenie, ale są informacje, których nie podajemy bez potrzeby, należy do nich i numer rachunku, i numer PESEL" - tłumaczyła swoją odmowę.

"Nie ma problemu, proszę tylko chwilkę poczekać, nie znam go na pamięć" - stwierdziła Aleksandra Myczkowska z BGŻ i bez strachu wyrecytowała nam 26 cyfr. "Jestem spokojna, możecie mi państwo najwyżej wpłacić coś na konto, wybrać z niego nic się w ten sposób nie uda" - stwierdziła.

Elektroniczne, czyli bezpieczne?

Reklama

Banki od wielu lat są całkowicie skomputeryzowane. Wszystkie dane o naszych operacjach finansowych przekazywane są drogą elektroniczną. Jak to wygląda, najlepiej wiedzą ci, którzy mają konta internetowe. Ale czy nasze pieniądze są bezpieczne, jeśli wszystkie dane dotyczące naszych oszczędności krążą w internecie?

Pracownicy banków twierdzą, że tak. I nie ma znaczenia, czy trzymamy pieniądze na tradycyjnym koncie, czy też korzystamy z bankowości internetowej.

"Pieniądze na kontach internetowych są tak samo bezpieczne, jak te, które trzymamy na zwykłym koncie bankowym" - zapewnia Piotr Utrata. "Oczywiście, do momentu, w którym ktoś nieuprawniony nie zdobędzie naszego hasła do konta internetowego" - twierdzi. Rzecznik ING Banku zapewnia jednak, że w jego banku pieniądze są bezpieczne, a "system zabezpieczeń jest jak cebula" - nawet jeśli komuś uda się złamać jedno zabezpieczenie, to natyka się na następne.

Utrata przestrzega jednak wszystkich klientów przed "kradzieżą tożsamości". Cóż to takiego? To nasze dane osobowe, numer PESEL, numer karty kredytowej, hasło i login do konta internetowego.

"Dostajemy czasem e-mailem prośbę od rzekomego pracownika banku o podanie loginu, kodu. Czasem proszą nas o to przy wypełnianiu jakichś formularzy, ankiet. Powinno nam się natychmiast zapalić światełko alarmowe, bo bank nigdy o takie dane nie prosi klientów" - opowiada Marcin Pawelec z Lukas Banku.

"Od lat korzystam z bankowości internetowej i sama miałam dwukrotnie do czynienia z próbą wyłudzenia moich danych" - przyznaje Aleksandra Myczkowska z BGŻ. "Hakerzy są bardzo pomysłowi, potrafią stworzyć stronę internetową do złudzenia przypominającą oryginalną stronę banku, zanim więc dokonamy transakcji, zanim wpiszemy w ogóle swoje dane, czyli login i hasło, powinniśmy sprawdzić adres strony. Ostrożności nigdy nie za wiele" - ostrzega. Sama jednak zgodziła się podać swój numer konta.

Wszystkim, bez względu na szyfrowanie, certyfikaty, kody dostępu i hasła, którymi zabezpieczamy nasze pieniądze, polecamy ostrożność. Ostatecznie, bankowcy wiedzą co robią...