Jak informuje gazeta wdrożony system zdalnej pracy, zamknięte szkoły, centra handlowe oraz instytucje kultury sprawiły, że potrzeba przemieszczania się tzw. współdzielonym transportem praktycznie zanikła z dnia na dzień.

Reklama

O skali problemów, przed jakimi stanęły firmy z branży taksi, car-sharingu czy wynajmu innych pojazdów na minuty (rowery, hulajnogi, skutery), mogą świadczyć statystyki z Chin. Tam w lutym br., a więc w szczycie epidemii Covid-19 w tym kraju, liczba pasażerów spadła aż o 85 proc.

W Polsce firmy z szeroko rozumianej branży przewozowej w miastach nie chcą dzielić się statystykami, ani nawet komentować obecnej sytuacji. Nieoficjalnie jednak przyznają: to już kryzys - pisze "Rz".

Cytowany w gazecie przedstawiciel jednej z wiodących firm oferujących przewozy zamawiane przez aplikację podkreśla, że w związku z zamknięciem wielu biur i przejściem na tryb pracy zdalnej praktycznie zniknęły kursy biznesowe.

"Rz" informuje, że korporacje taksi nie chcą mówić o stratach. Ale sami kierowcy taksówek, z którymi rozmawiała gazeta, wskazują na spadki zamówień rzędu 60–70 proc.

Gazeta podaje też, że największą ofiarą epidemii w branży miejskiego transportu stają się elektryczne hulajnogi pożyczane na minuty. Ledwie zdążyły pojawić się po zimowej przerwie na ulicach, a już ich operatorzy wpadli w tarapaty. 5 marca swoją flotę rozstawił Bird.

Dziś jednośladów tej firmy nie ma już na ulicach. Bird zdecydował o ich wycofaniu. Parę dni wcześniej na taki sam ruch zdecydował się Hive.