Centralny system informatyczny, który ma uszczelnić rynek i pozwoli śledzić trasę każdej śmieciarki w czasie rzeczywistym, czyli Baza Danych o Odpadach (BDO), już od jutra będzie obowiązkowym narzędziem dla tysięcy firm. Przygotowanie przedsiębiorców i urzędów do realizacji ustawowych zadań oraz oprogramowanie do sprawnej obsługi setek tysięcy użytkowników są jednak dyskusyjne.
Najczarniejszy scenariusz zakłada, że kumulacja problemów nastąpi już w pierwszych dniach stycznia. Połowa rynku stanie, bo wiele sortowni i zakładów przetwarzania odpadów w obawie przed karami nie przyjmie śmieci od podmiotów, które nie zdążyły się zarejestrować w BDO i nie mogą wystawić elektronicznego potwierdzenia przekazania odpadów.
Śmieciarki będą musiały wrócić do gmin i zwrócić im nieczystości. Z naszych ustaleń wynika, że część instalacji już wywiesiła ogłoszenia na bramach zakładów, że bez wpisu do BDO odpadów nie przyjmuje.
Reklama

Ma być lepiej. No chyba że będzie gorzej

Sprzeczne sygnały dotyczące przygotowania rynku do reformy płyną nawet od rządzących. Z jednej strony przekonują oni, że system jest sprawny, a zalogowanie się do BDO i jej obsługa nie stanowią problemu. Wiceminister klimatu Sławomir Mazurek podkreśla, że o obowiązku zarejestrowania się w bazie przedsiębiorcy wiedzieli od ponad dwóch lat i mieli czas się przygotować. Zaznacza, że baza jest kluczowym elementem walki z szarą strefą na rynku, z którego co roku znika ponad 3 mln ton odpadów.
– Dokumentacja papierowa ma wiele mankamentów i często nie odpowiada rzeczywistości, przez co odpady giną w systemie. Po 1 stycznia będą one lepiej monitorowane. Od nowego roku do bazy dostęp będą miały też instytucje kontrolne, np. Inspekcja Ochrony Środowiska – przekonuje wiceminister.
Z drugiej strony posłowie PiS zapowiadają, że w styczniu wyjdą przedsiębiorcom naprzeciw i zgłoszą propozycje zmian, które pozwolą firmom stosować równolegle elektroniczną ewidencję i papierowe dokumenty.
Byłoby to jedno z kilku przygotowywanych w pośpiechu ułatwień, po tym jak w pierwszym czytaniu odrzucono propozycję nowelizacji ustawy o odpadach (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 701 ze zm.) autorstwa posłów PSL i Kukiz’15 zakładającą przesunięcie terminu wejścia w życie obowiązku stosowania BDO na 2021 r. W ocenie sejmowej komisji ochrony środowiska projekt był źle przygotowany i wprowadzał zmiany tylko w jednej ustawie o odpadach.
– Przyjęcie takiego rozwiązania wprowadziłoby chaos, bo przepisy dotyczące BDO rozsiane są po kilku innych aktach prawnych – zwróciła uwagę wiceprzewodnicząca komisji poseł Anna Paluch.

Elektroniczna, papierowa, a może obie?

Zapowiedziała jednocześnie, że posłowie PiS zgłoszą projekt zmian, który dopuści podwójną ewidencję (elektroniczną i papierową) przez pierwsze półrocze 2020 r. Szczegółowa propozycja ma być przedstawiona do końca roku, tak by rozpatrzyć ją na najbliższym posiedzeniu Sejmu 8 i 9 stycznia.
Choć sam pomysł wprowadzenia okresu przejściowego branża ocenia pozytywnie, diabeł tkwi w szczegółach, a tych wiele nie zdradzono. Znaków zapytania wciąż jest więcej niż odpowiedzi.
– Skoro będą dopuszczone dwie metody ewidencjonowania, to czy elektroniczne wpisy będą tylko dla chętnych, bo podstawą będą papierowe karty przekazania odpadów? Czy w takim razie konieczne będzie później uzupełnienie danych w BDO wstecz za całe półrocze? A może trzeba prowadzić podwójną ewidencję? Ale jeżeli tak, to na czym ma polegać to planowane ułatwienie? – pytają przedsiębiorcy.
Wielu obawia się chaosu między ewentualnym przyjęciem nowych regulacji a początkiem obowiązywania BDO od 1 stycznia. Eksperci zalecają, by – póki nie ma przepisów o podwójnej ewidencji – rejestrować się i korzystać z BDO.

Niepewny los najmniejszych

Dużo wątpliwości dotyczących BDO zgłaszają też małe firmy i mikroprzedsiębiorcy. Co prawda wiceminister Mazurek uspokaja i dementuje doniesienia medialne, jakoby w bazie powinno znaleźć się 2 mln podmiotów, włącznie z tymi najmniejszymi. Co do zasady większość z nich powinna być bowiem zwolniona z wpisu do BDO jako podmioty, które wytwarzają odpady komunalne.
Sęk w tym, że ich definicja jest szeroka i nastręcza wątpliwości interpretacyjnych. Zgodnie z przepisami do kategorii odpadów komunalnych zalicza się bowiem nie tylko to, co wyrzucamy do koszy w domu, ale również odpady podobne do tych powstających w gospodarstwach domowych pod względem charakteru lub składu. Nie ma jednak szczegółowych wytycznych, co to właściwie znaczy.
– Taka definicja sprawia kłopoty w praktyce. Trudno bowiem wyznaczyć jasną granicę między wytwórcą odpadów komunalnych a innych, które już wymagają prowadzenia ewidencji – przekonywał Adam Abramowicz, rzecznik małych i średnich przedsiębiorców, w piśmie z 29 listopada do Michała Kurtyki, ministra klimatu.
Złożył też wniosek do niego o przedstawienie objaśnień prawnych, które rozwiałyby wątpliwości zgłaszane przez branżę.
Resort klimatu odpowiedział, że zwolnione z wpisu do BDO będą m.in. podmioty prowadzące drobną działalność usługową, np.: księgową, doradczą, prawną, fryzjerską, krawiecką, kosmetyczną.
– Wytwarzane przez nich odpady, takie jak makulatura, opakowania, meble i inne opakowania wielkogabarytowe, zużyty sprzęt elektryczny lub elektroniczny, taki jak czajniki, zużyte tonery, mogą być traktowane jak odpady komunalne – wskazuje Sławomir Mazurek.
Warunek jest jeden: nie mogą to być odpady niebezpieczne ani zawierające takie składniki. Problem w tym, że w działalności kosmetycznej, która miałaby być zwolniona z obowiązku rejestracji w BDO, nietrudno znaleźć produkty, które uchodzą za odpady niebezpieczne. Są to np. środki do dezynfekcji, które podpadają pod kategorię „inne rozpuszczalniki organiczne, roztwory z przemywania i ciecze macierzyste”.

Majstrowania w przepisach ciąg dalszy

Do konsultacji został skierowany też projekt nowego rozporządzenia o rodzaju i ilości odpadów zwolnionych z ewidencji (Dz.U. z 2015 r. poz. 1431). To kolejna furtka dla przedsiębiorców, bo zgodnie z przepisami ci, którzy nie muszą prowadzić ewidencji odpadów, nie mają również obowiązku rejestrowania się ani obsługiwania BDO. Muszą jedynie mieścić się w rocznych limitach określonych w rozporządzeniu (o szczegółach pisaliśmy w DGP z 17 grudnia br. „Aktualizacja konieczna już przed startem”).
Resort klimatu przedstawił już drugą wersję tego projektu. Pierwszą opublikowano 14 grudnia i zawierała ona listę 33 rodzajów odpadów, które byłyby traktowane jako wyjątki i miały wyższe limity. W najnowszym projekcie z 20 grudnia jest ich już 46, bo listę rozszerzono o kilka pozycji, m.in. metale szlachetne. Według zapowiedzi przedstawicieli resortu klimatu nowe rozporządzenie miało wejść w życie jeszcze przed nowym rokiem.