Parlament Europejski w czwartkowym głosowaniu na sesji plenarnej zatwierdził nowelizację dyrektywy gazowej, która dotyczy gazociągu Nord Stream 2. Propozycja została przyjęta 465 głosami za, przy 95 głosach przeciw i 68 wstrzymujących się. Europosłowie PiS wstrzymali się od głosu.

Reklama

To, co zostało uchwalone, nie jest optymalnym rozwiązaniem. Jest dalekie od ideału, ale jest to na pewno krok naprzód w porównaniu z totalnym bezruchem, w jakim tkwiliśmy przez wiele lat, gdy Niemcy blokowały wszelkie decyzje w tym zakresie. W tym roku znaleziona została pewna forma kompromisu. Z KE uczyniono arbitra, który ma rozstrzygać w oparciu o unijne prawo w kwestiach dotyczących gazociągu. (...) W głosowaniu wstrzymaliśmy się jednak od głosu, uważając, że nie chcemy brać odpowiedzialności za coś, co jest odległe od ideałów, bo UE powinna blokować w ramach solidarności europejskiej takie niemiecko-rosyjskie porozumienia - powiedział PAP Czarnecki.

Jak dodał, europosłowie PiS nie zagłosowali przeciw, bo dyrektywa w wynegocjowanym kształcie przewiduje pewne instrumenty prawne wobec gazociągu. Pozostawia jednak dość szerokie pole gry dla Niemców, którzy mogą zaciągać pewne hamulce. W związku z tym podjęliśmy decyzję o wstrzymaniu się od głosu. (...) Symbolicznie odcięliśmy się trochę od tego, dając do zrozumienia, że te regulacje nie są wyrazem europejskiej solidarności - zaznaczył.

Czarnecki dodał też, że jeśli chodzi o przyszłość gazociągu Nord Stream 2, wiele będzie zależało od przyszłej Komisji Europejskiej. Jeżeli KE będzie zdominowana przez Niemcy, to będzie problem. Jeśli Polska, kraje bałtyckie, kraje skandynawskie, którym najbardziej zleżało na blokowaniu gazociągu, będą miały silny głos, to jest nadzieja, że to my będziemy ten hamulec wobec Nord Streamu zaciągać - powiedział.

Z kolei europosłanka Wiśniewska oświadczyła PAP, że przegłosowane w czwartek porozumienie w sprawie rynku gazu nie wróży niczego dobrego przyszłości solidarności europejskiej, która wraz z Nord Stream 2 została zakopana na dnie Bałtyku.

Z całkiem dobrego projektu Komisji została wydmuszka. Dyrektywa, która miała zatrzymać Nord Stream 2, może go faktycznie zalegalizować. Po raz kolejny partykularne cele najsilniejszych państw członkowskich wzięły górę nad interesem całej Unii Europejskiej. Pierwotny pomysł na nowelizację dyrektywy gazowej był dobry. Komisja Europejska chciała, aby prawem unijnym objęty był cały podmorski odcinek Nord Stream 2. Wtedy pojawiłby się m.in. obowiązek otwarcia dostępu do gazociągu dla stron trzecich, rozdzielenie właścicielskie dostawcy gazu od operatora rurociągu oraz ujawnienie taryf. Takie przepisy mogłyby uczynić budowę Nord Stream 2 nieopłacalną - wskazała.

Jak dodała, po obiecującym początku prac przyszło rozczarowanie. Najpierw projekt nowelizacji na wiele miesięcy trafił do +zamrażarki+ w Radzie UE, z której został wyjęty na początku 2019 r. Następnie w trakcie trójstronnych negocjacji pomiędzy PE, Radą i Komisją wynegocjowano kompromisy, które diametralnie zmieniły pierwotne stanowisko Parlamentu - powiedziała.

Reklama

Przyjęte rozwiązania zakładają po pierwsze, że prawo unijne będzie dotyczyć tylko tej części gazociągu, która przebiega przez wody terytorialne kraju, w którym wchodzi on na ląd - czyli Niemiec w przypadku Nord Stream 2. Odcinki leżące na wodach terytorialnych np. Danii lub Szwecji już prawem unijnym nie będą objęte. Co gorsza, przepisy dają możliwość wyłączenia z zakresu dyrektywy projektów ukończonych przed jej wejściem w życie. Stan na dzisiaj: budowa Nord Stream 2 jest kontynuowana, zbudowano już 1/3 gazociągu i nie ma żadnej pewności, że unijne zasady antymonopolowe na rynku gazu będą obejmowały ten gazociąg - uważa Wiśniewska.

Ponadto o tym, czy i w jakim zakresie Nord Stream 2 będzie objęty unijnymi przepisami, decydować ma - jak mówi europosłanka - niemiecki urząd regulacyjny wspólnie z Komisją Europejską. Nie jest to dobry prognostyk na przyszłość, zwłaszcza biorąc pod uwagę siłę niemieckiego lobbingu, która ujawniła się w pełni w trakcie prac nad projektem dyrektywy gazowej - podsumowała.

Prace nad nowelizacją dyrektywy w Radzie UE (która skupia kraje członkowskie) toczyły się przez wiele miesięcy bez postępów. Propozycje były blokowane przez kraje niechętne dyrektywie, w tym Niemcy, które są zaangażowane w budowę Nord Stream 2. Przełom i kompromis udało się osiągnąć na początku lutego.

Projekt nowelizacji przewiduje, że podmorskie części gazociągów na terytorium UE będą podlegały przepisom restrykcyjnego trzeciego pakietu energetycznego. W przypadku odcinka Nord Stream 2, który będzie przebiegał również poza wodami terytorialnymi Niemiec, warunki prawne jego funkcjonowania będą musiały zostać wynegocjowane przez Berlin i Moskwę. Część dyplomatów, w tym z Polski, podkreśla jednak, że wynik tych negocjacji będzie musiał opierać się na unijnym prawie, nad czym czuwać będzie KE.

Rola KE w procesie negocjacji została wzmocniona i jeśli efekty rozmów krajów nie będą zdaniem Komisji zgodne z unijnym prawem, to będzie ona mogła odmówić zatwierdzenia umowy i przejąć rokowania.