Ardanowski przyjechał do Brukseli na posiedzenie ministrów rolnictwa krajów UE. Jak mówił, na spotkaniu z ministrem rolnictwa Czech Miroslavem Tomanem i unijnym komisarzem ds. zdrowia i bezpieczeństwa żywności Vytenisem Andriukaitisem strona polska przedstawiła kolejną już informację o tym, jak realizowane są zalecenia inspektorów Komisji Europejskiej, którzy odwiedzili Polskę w lutym. - Zalecili pewne działania, a my je skrupulatnie realizujemy i raportujemy do komisarza. 25 marca przekażemy uzupełnioną listę tych działań, które podjęliśmy i wdrożyliśmy – zapowiedział.
Zwrócił uwagę, że te działania, do których Polska się zobowiązała, zostały wdrożone. - Komisarz bardzo wysoko ocenił dobre przygotowanie informacji, którą przekazaliśmy, jej dużą szczegółowość. Uzyskaliśmy zapewnienie ze strony Komisji Europejskiej, że 25 marca, kiedy przekażemy tę ostateczną wersję, uzupełnioną o zrealizowane zadania, tego samego dnia Czesi zniosą te nieadekwatne, nadmierne działania kontrolne, które noszą – jak to komisarz określił – znamiona działań protekcjonistycznych, pewnej protekcji dla własnego rynku, która w UE jest zabroniona – zaznaczył.
Dodał, że te działania to przede wszytkom kontrola wszystkich ubojni. - Nie potwierdziły się informacje, (…)ten incydentalny przypadek nie jest jednak powszechny w innych ubojniach. W żadnej ubojni nie potwierdziły się wady czy błędy, które rzutowałyby na bezpieczeństwo żywności - wskazał.
Zaznaczył, że pojawiały się błędy w prowadzeniu dokumentacji, jak „niespójności systemu ewidencji zwierząt, brak zgłaszania przemieszczeń", zapowiadając, że "lekarze weterynarii będą mieli wgląd w bazę danych, w każdej chwili i w czasie rzeczywistym, z przenośnych laptopów będą mogli z tej bazy korzystać”. Jak dodał, dla niego ważne jest, że z polskich ubojni nie trafia do konsumentów mięso, które byłoby dla nich szkodliwe.
Ardanowski powiedział, że przy produkcji idącej w miliony ton żywności, w szczególności mięsa, różne błędy mogą pojawić się w każdym kraju i należy je eliminować, ale nie robić z tego wojny handlowej.
Czy my robimy jakieś wielkie zamieszanie i atak na Czechów, że ich system miał również nielegalną ubojnię, że były nielegalne magazyny mięsa pochodzącego z nieznanych źródeł? Czy kolejne przykłady kurczaków, które trafiają do Polski do uboju ze Słowacji, powodują, że wzywamy do tego, żeby bojkotować żywność ze Słowacji? Nie. Informujemy UE przez system RASP, informujemy Czechów czy Słowaków, żeby sprawdzili, co się dzieje i poprawili sytuację. Nie robimy z tego grubego zarzutu, który nas spotkał po tym incydentalnym przypadku – mówił.
Jak zapowiedział, 25 marca Polska przedstawi Komisji i Czechom uzupełnioną listę zrealizowanych zadań wynikających z zaleceń inspektorów. - Czesi zostali zobowiązani, że tego dnia mają zakończyć te restrykcyjne kontrole wszystkich przesyłek żywności z Polski – wskazał.
Ardanowski mówił też, że na spotkaniu unijnych ministrów poprosił o możliwość przekazania informacji o sytuacji na rynku mięsa. - Jeszcze dobrze nie zakończył się kryzys z wieprzowiną – zresztą nie tylko nas dotknął, inne kraje też bardzo dotkliwie go odczuły – to w tej chwili wygląda na to, że może sytuacja powtórzyć się zarówno z mięsem drobiowym, jak i wołowiną - powiedział.
Wyjaśnił, że chodzi o ogromny napływ mięsa drobiowego z Ukrainy. - Jesteśmy krajem granicznym, więc ono w dużej mierze trafia do Polski. Również pewnego rodzaju niedopracowanie, jeżeli można by tak delikatnie powiedzieć, importu mięsa z kością. Komisja Europejska ma wstępne porozumienie z Ukrainą, które my w tej chwili analizujemy i przedstawimy nasze stanowisko, ponieważ proste włączenie tego ogromnego importu ukraińskiego do kontyngentu taryfowego nie daje gwarancji, że to będzie pod kontrolą – wskazał.
Dodał, że Polska chciałaby, aby wszystkie dostępy w ramach taryf przyznawanych dla krajów trzecich trafiały w miarę równomiernie do całej UE. „Problem choćby zboża ukraińskiego, czy w tym przypadku dwudziestu kilku tys. ton drobiu ukraińskiego, polega na tym, że ono ze względu na bliskość Ukrainy trafia do nas” – mówił.
Zastrzegł, że ostatecznie lepsze jest określenie, ile mięsa z Ukrainy może wpłynąć, niż niekontrolowany w żaden sposób import, który może rozsadzić rynek.