"Ze wszystkich powodów do zaniepokojenia o niemiecką gospodarkę, największym jest to, że Niemcy sami nie wyglądają na zbyt przejętych tym. Największa gospodarka strefy euro zjeżdża w stronę spowolnienia. Gdzie jest oburzenie? (...) W tym tygodniu Berlin ściął prognozy wzrostu gospodarczego na 2019 rok z 1,8 do 1 proc. Ale wielu niemieckich ekonomistów i polityków wciąż ma nadzieję, że to tylko spowolnienie stopy wzrostu, a nie pierwszy krok w kierunku recesji" - uważa publicysta "Wall Street Journal" Joseph C. Sternberg.

Reklama

Zwraca on uwagę, że w podobnie pozbawiony dyskusji sposób traktowane są inne kluczowe sprawy w niemieckiej gospodarce, np. ogłoszony w weekend plan całkowitego odejścia od węgla w ciągu 20 lat, co doda kolejne 40 mld euro do dziesiątków miliardów już wydanych na transformację energetyczną, czy ogłoszony kilka dni temu przez ministra finansów Olafa Scholza plan podniesienia podatków dla klasy średniej. Tymczasem debata publiczna w Niemczech powinna zmierzyć się z chronicznymi słabościami, które zostaną obnażone przez ewentualną recesję, takimi jak niezdolność do rozwijania start-upów, zwłaszcza w sektorze usług, odporny na reformy system bankowy czy kodeks podatkowy, który hamuje przedsiębiorczość i inwestycje.

"Zaskakujące jest, że niemal nic z tego nie wdarło się do sfery politycznej. Niemcy mają swoją wersję ludowej rebelii w postaci antyestablishmentowej partii Alternatywa dla Niemiec. (...) AfD jest często nazywana ugrupowaniem +skrajnie prawicowym+, ale jej prawdziwą bazą poparcia są zniechęceni wywodzący się z klasy pracującej byli członkowie centrolewicowej Socjaldemokratycznej Partii Niemiec. Ci pracownicy zostali pozostawieni z tyłu przez gospodarkę, która tak świetnie pracuje na rzecz tych, którzy już mają wymagające wysokich kwalifikacji etaty i znacznie gorzej, którzy ich nie mają - zwraca uwagę Sternberg.

"Amerykanie wiedzą ku czemu to zmierza. Pewna niemała liczba głosów na AfD jest krzykiem o pomoc ze strony wyborców mających poczucie bycia pozostawionymi samymi sobie, w ten sam sposób, jak głosy zniechęconych byłych Demokratów pomogły Donaldowi Trumpowi wygrać w kluczowych stanach w 2016 roku" - czytamy w komentarzu.

Reklama

Według publicysty "WSJ", o ile w Stanach Zjednoczonych efektem tego stała się duża polaryzacja stanowisk, ale też debata polityczna, jakiej nie było od wielu lat, a w konsekwencji wyborcy mają prawdziwy wybór z prawdziwymi konsekwencjami, to w Niemczech nic się nie zmienia. Jak pisze Sternberg, dominująca w polityce CDU wybrała na nowego lidera lokalną polityk z niewielkiego landu, której poglądy gospodarcze są zagadką, a SPD w ogóle nie ma żadnych wyrazistych ekonomistów, mimo że to z jej szeregów wywodzi się minister finansów.

"W Niemczech brakuje znaczącej debaty o właściwym stopniu zaangażowania państwa w nowoczesną gospodarkę, o tym jak system podatkowy powinien zachęcać do inwestycji i tworzenia miejsc pracy, jak przedsiębiorcze start-upy mogą i powinny być finansowane, czy na wiele innych tematów, o których poważni politycy i ekonomiści w poważnym państwie powinni dyskutować. Następne spowolnienie pokaże, że Niemcy nie mogą pozwolić sobie na to samozadowolenie, podobnie jak i reszta strefy euro" - konkluduje publicysta "Wall Street Journal".

Reklama