Zrzeszone w Europejskiej Federacji Branży Budowlanej (FIEC) i Europejskim Stowarzyszeniu Firm Wykonawczych (EIC) firmy, których polskie filie budują u nas m.in. drogi szybkiego ruchu czy remontują trasy kolejowe, poskarżyły się Komisji Europejskiej na sytuację branży budowlanej. Chodzi o gwałtowny spadek rentowności kilkuletnich kontraktów. Przyczynił się do tego wzrost cen materiałów i usług, którego nie można kompensować realną indeksacją kontraktów. Firmy narzekają, że wskaźniki GUS nie odzwierciedlają faktycznego skoku cen. Mimo wielu spotkań branży z Ministerstwem Infrastruktury nie wypracowano rozwiązań. Organizacje poprosiły o interwencję Komisję Europejską.
W Brukseli odbyło się już pierwsze spotkanie z przedstawicielami wykonawców. W tym tygodniu jego wyniki zostaną w Warszawie zaprezentowane działającym w Polsce spółkom córkom koncernów. Ma też powstać strategia, która zmusi nasz rząd do podjęcia działań w ochronie wykonawców.
Najszybszy rezultat dałoby się osiągnąć przez wywołanie presji: np. jeśli nie zostaną wprowadzone rozwiązania, dzięki którym kontrakty staną się przewidywalne, kolejna transza unijnych pieniędzy na inwestycje nie zostanie zatwierdzona. To jednak można rozpatrywać tylko w sferze przypuszczeń – uważa Rafał Bałdys-Rembowski, analityk Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. I przypomina, że to nie pierwsza interwencja międzynarodowych organizacji w obronie generalnych wykonawców. – W 2013 r. europejscy dyplomaci napisali list do ówczesnego wicepremiera Janusza Piechocińskiego, w którym skarżyli się na praktyki GDDKiA wobec zagranicznych firm. Zarzucili jej wadliwe przygotowanie inwestycji i przerzucanie odpowiedzialności za problemy realizacyjne. Inicjatywa ta nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Wówczas kwota roszczeń budowlanych dochodzonych przed polskimi sądami wynosiła ok. 10 mld zł – mówi Bałdys-Rembowski.
Firmy oceniają, że w tej chwili sytuacja jest gorsza. Świadczy o tym m.in. rosnąca liczba nieudanych przetargów infrastrukturalnych. Budimex wyliczył, że z ponad 250 przetargów, w których brał udział w tym roku, ok. 50 zostało unieważnionych.
Reklama
Coraz większe problemy mają kolejarze. W ostatnich przetargach często zdarza się, że oferty o ponad 100 proc. przekraczają kosztorys spółki PKP Polskie Linie Kolejowe. Tak było m.in. w przypadku ujawnionych kilka dni temu cen przebudowy fragmentu magistrali Poznań – Szczecin. Kolejarze w takim wypadku często unieważniają przetarg. To oznacza opóźnienie i ryzyko utraty dotacji unijnej.
Podobne problemy mają drogowcy. Z podpisania umowy na realizację fragmentu autostrady A1 Łódź – Częstochowa zrezygnowało właśnie konsorcjum firm Mirbud – Kobylarnia. To jedna z ostatnich całkowicie polskich firm, która jako główny wykonawca realizuje trasy szybkiego ruchu. Też narzeka na nierentowność kontraktów. – Składając w grudniu 2017 r. ofertę na budowę A1, uwzględniliśmy trend wzrostu kosztów materiałów i usług podwykonawców. Ale przeciągająca się procedura przetargowa przy ponadnormatywnym wzroście cen wykonawstwa zmusiła nas do podjęcia decyzji o niepodpisywaniu umowy – mówi Jerzy Mirgos, szef Mirbudu. Uważa, że coraz częściej firmy będą odstępować od podpisania kontraktów lub schodzić z budowy.
Z prowadzonych od roku remontów dwóch linii kolejowych zrezygnowała włoska firma Astaldi. Uznała, że zejście z budowy i spór sądowy z PKP PLK będą korzystniejsze niż prowadzenie prac.
W zeszłym tygodniu zapytaliśmy Ministerstwo Infrastruktury, czy postulaty branży w sprawie wprowadzenie realnej waloryzacji kontraktów są możliwe do wprowadzenia. Odpowiedzi nie dostaliśmy.

Trzy tygodnie temu minister Andrzej Adamczyk mówił DGP, że prowadzone są rozmowy z branżą, ale konkretów nie wyjawił. Dariusz Blocher, szef Budimeksu, spodziewa się, że strona publiczna zapewne zdecyduje o tym, by mechanizmy waloryzacyjne wprowadzić przede wszystkim w nowych kontraktach. Według niego w przypadku istniejących umów rząd będzie się bał wprowadzać zmiany w obawie przed reakcją np. urzędu antymonopolowego.