Przez dwa lata rząd wyda 4,6 mld zł ze środków Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych (FGŚP) na cele niezgodne z ich przeznaczeniem. Ze składek odkładanych na pensje w razie bankructwa firm sfinansuje świadczenia przedemerytalne, wynagrodzenia młodocianych oraz staże i specjalizacje pracowników medycznych. Najwięcej pieniędzy – 2,24 mld zł pochłonie ostatni z wymienionych wydatków.
– Ze środków gromadzonych przez wszystkich pracowników nie można dopłacać do zatrudnienia tylko jednej, wybranej grupy zawodowej. Dlaczego z pieniędzy tych mają być sfinansowane staże lekarzy, a nie np. etaty nauczycieli lub policjantów? – pyta Bogdan Grzybowski, dyrektor wydziału polityki społecznej OPZZ.
Decyzję rządu krytykują też zatrudniający.
– Od lat postulujemy, aby organizacje pracodawców i związki zawodowe miały wpływ na wydatkowanie środków zgromadzonych na FGŚP i Funduszu Pracy (FP). Rząd traktuje środki zgromadzone na FGŚP, a także na Funduszu Pracy jako zaskórniaki, z których można podbierać pieniądze w razie potrzeby – dodaje Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.
Reklama
Reklama

Więcej dla medyków

Dotychczas staże i specjalizacje pracowników medycznych były finansowane ze środków Funduszu Pracy, którego celem jest finansowanie szeroko rozumianej aktywizacji zawodowej. Z planu finansowego FP wynika, że zadanie to będzie kosztować w 2018 r. 1,18 mld zł.
W zeszłym tygodniu weszła jednak w życie ustawa z 5 lipca 2018 r. o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. z 2018 r. poz. 1532) realizująca porozumienie ministra zdrowia z rezydentami (która na początku lutego zakończyła protest młodych lekarzy). To głównie ona spowodowała, że potrzeba więcej niż dotychczas środków na wynagrodzenia za specjalizacje lekarskie. Poza podwyżką wynagrodzeń rezydenci wynegocjowali bowiem tzw. dodatki patriotyczne. W zamian za zobowiązanie, że przepracują w kraju dwa lata w ciągu pięciu lat po specjalizacji, zwiększą swoje płace o 600 zł miesięcznie (lub 700 zł, jeśli szkolą się w dziedzinie określanej jako priorytetowa). Dodatkowo od 1 lipca 2018 r. programowe dyżury medyczne uwzględnione są w kosztach finansowania umów rezydenckich, czyli zapłaci za nie resort zdrowia (za obowiązkowe 40 godzin i 20 minut dyżuru w miesiącu). Tym samym obciążenie to zostanie zdjęte ze szpitali.

Drenowanie funduszu

W związku z tymi zmianami konieczne jest zwiększenie planu finansowego FP. A od 2019 r. na ich realizację będą potrzebne znacznie większe środki (bo ustawa będzie już obowiązywać cały rok, a nie – tak jak w 2018 r. – tylko w drugim półroczu). Ma być to kwota ponad 728 mln zł, a w kolejnych latach coraz wyższa – do blisko 900 mln. W takiej sytuacji rządzących znów skusiła nadwyżka odłożona na koncie FGŚP (2,4 mld zł wolnych środków na koniec 2018 r. według planu finansowego funduszu). W tym roku rząd finansuje z niej wypłatę świadczeń przedemerytalnych (pochłoną 2,1 mld zł), a w przyszłym – zgodnie z projektem ustawy budżetowej – staże i specjalizacje lekarzy. To, że pieniądze te są odkładane przez pracowników na inny cel (gwarancje płacowe na wypadek bankructw firm) – jak okazuje się – nie ma żadnego znaczenia.
– To tylko sztuczka resortu finansów zastosowana po to, aby wydrenować FGŚP. W przyszłym roku staże i specjalizacje zapewne znów będą finansowane ze środków FP – uważa Bogdan Grzybowski.
Podkreśla, że organizacje pracodawców powinny zaskarżyć do Trybunału Konstytucyjnego decyzję o finansowaniu ze środków FP (lub FGŚP) wynagrodzeń tylko jednej grupy zawodowej.
Dyskryminuje ona pozostałych pracowników, z wynagrodzeń których opłacane są składki na oba fundusze – dodaje.

Brak wyobraźni

W wyniku decyzji rządu w ciągu dwóch lat (2018–2019) z konta FGŚP wyparuje 4,6 mld zł. Na koniec przyszłego roku zostanie na nim już tylko 0,64 mld zł wolnych środków. To kwota, która wystarczy na wypłaty pensji dla pracowników upadających firm, jeśli utrzyma się obecna sytuacja ekonomiczna. W razie kryzysu ekonomicznego pieniędzy może zabraknąć. Obecna sytuacja gospodarcza jest dobra, ale wiele wskazuje, że od przyszłego roku czeka nas pogorszenie koniunktury.
– Rośnie zadłużenie firm w branży budowlanej. Sytuacja staje się też niepewna ze względu na protekcjonizm, który może wpłynąć w szczególności na branże metalurgiczną i motoryzacyjną. W takiej sytuacji nie można wykluczać nawet gwałtownego zahamowania gospodarki, a to odbija się na płynności finansowej firm – podkreśla Jeremi Mordasewicz.
Przyznaje, że bezrobocie rzeczywiście jest rekordowo niskie, ale wskazuje, że ze względu na wysoki wskaźnik bierności zawodowej brakuje rąk do pracy. Prowadzi to do opóźnień w realizacji zamówień, a w ich następstwie – do problemów w różnych branżach.
Podkreśla, że FGŚP to rodzaj "bezpiecznika", na którym powinno być zgromadzone co najmniej 1 mld zł.
– W okresie koniunktury, gdy wypracowywana jest nadwyżka, rządzący powinni zawiesić pobieranie składki na FGŚP i obniżyć składkę na FP, np. z 2,45 proc. do 1 proc. – dodaje ekspert.
Dzięki temu w portfelach zatrudnionych zostałoby więcej pieniędzy, więc spełnione byłyby ich rosnące oczekiwania płacowe. Taka decyzja zrekompensowałaby też inne zmiany, które oznaczają wzrost kosztów pracy – likwidację limitu składek ZUS oraz wprowadzenie pracowniczych planów kapitałowych. Rząd zdecydował jednak, że lepszym rozwiązaniem będzie wydanie środków odkładanych przez pracowników na łatanie dziur w budżecie.