W połowie roku Bank Światowy udostępnia jedną ze swoich najważniejszych publikacji: Global Economic Prospects. To dokument, który zawiera prognozy rozwoju sytuacji gospodarczej na świecie w trzyletnim horyzoncie. Wydźwięk aktualnej edycji raportu jest słodko-gorzki. Wprawdzie idzie spowolnienie, ale na szczęście będzie to raczej miękkie lądowanie, a nie gwałtowne załamanie koniunktury.
W tym roku ekonomiści BŚ spodziewają się, że wciąż wszyscy będą się cieszyć z dobrej koniunktury. Światowe PKB ma zwiększyć wartość o 3,1 proc., czyli tak samo jak w ubiegłym roku. Lata 2019–2020 przyniosą wzrost o odpowiednio 3 i 2,9 proc. Od publikacji ostatnich przewidywań banku w styczniu nic się w tych rachunkach nie zmieniło.
Uwaga: nie bądźmy optymistami
Te liczby to wypadkowa prognoz ekspertów z Waszyngtonu dla gospodarek rozwiniętych i krajów doganiających. W pierwszym przypadku BŚ spodziewa się, że wzrost gospodarczy sięgnie w tym roku 2,2 proc., a jego spowolnienie w przyszłym roku wyniesie zaledwie 0,2 pkt proc. Koniunkturze w tych krajach ma zaszkodzić wycofywanie się przez banki centralne z bodźców pobudzających rozwój, jak ultraniskie stopy procentowe czy niestandardowe działania polegające np. na skupie aktywów.
Inny scenariusz napisano dla rynków rozwijających się i wschodzących. Ich wzrost ma wynieść w tym roku 4,5 proc., a w kolejnym jeszcze przyspieszyć do 4,7 proc. W tej grupie gospodarek lepiej będą sobie radziły państwa eksporterzy surowców, których ceny ostatnio rosną, jak np. ropy naftowej.
Bank Światowy ostrzega jednak przed choćby umiarkowanym optymizmem, jaki może płynąć z projekcji wskazujących na łagodne spowalnianie globalnego tempa rozwoju. Waszyngtońscy eksperci na szczycie listy zagrożeń dla swoich prognoz wymieniają możliwość wystąpienia gwałtownej zmienności na rynkach finansowych, na co szczególnie wrażliwe są gospodarki wschodzące. Jak łatwo i szybko mogą wrócić zawirowania na giełdach i rynkach finansowych, dobrze było widać po wielotygodniowej historii powoływania rządu we Włoszech.
Zdaniem ekonomistów BŚ koniunkturze nie pomagają też wzrastające nastroje protekcjonistyczne w globalnej wymianie towarów. Wojna handlowa pomiędzy USA a Chinami, Meksykiem, Kanadą czy Unią Europejską staje się faktem.
W raporcie pojawia się również wątek, który od dłuższego czasu budzi niepokój wielu ekspertów, czyli istotny wzrost zadłużenia przedsiębiorstw. Z wyliczeń banku wynika, że od wybuchu kryzysu przed dekadą dług korporacyjny wzrósł o 30 pkt proc. i sięgnął na rynkach wschodzących i w krajach rozwijających się 86 proc. PKB.
Wyższe zadłużenie przedsiębiorstw i słabe inwestycje mogą za jakiś czas spowodować problemy z obsługą kredytów.
– Decydenci muszą być przygotowani na to, aby sobie poradzić z ewentualnymi wahaniami na rynkach finansowych, bo gospodarki rozwinięte normalizują swoje polityki monetarne. A kraje, które zwiększają swoje zadłużenie, są bardziej narażone na skutki podwyżki stóp procentowych – komentuje Ayhan Kose, dyrektor ds. perspektyw gospodarczych w BŚ.
Juncker: Przyszłość euro przyszłością Unii
Jak na tle globalnych prognoz Banku Światowego wypada Polska? O gospodarkę w tym roku możemy być spokojni. Wzrost PKB wprawdzie spowolni, ale nadal będziemy rośli szybko, o 4,2 proc. Gorzej będzie w kolejnych dwóch latach, kiedy to nasza gospodarka zwiększy wartość o odpowiednio 3,7 i 3,5 proc. Jak widać, hamowanie będzie stopniowe. Co istotne, nie tak gwałtowne, jak eksperci przewidywali jeszcze w styczniu tego roku. Wówczas prognozy na lata 2018–2020 były o 0,2–0,4 pkt proc. niższe.
Z punktu widzenia Polski istotna jest koniunktura u naszych głównych partnerów handlowych, czyli w strefie euro. Z projekcji BŚ wynika, że osiągnęła ona szczyt w minionym roku. Jeszcze w tym roku uda się utrzymać wzrost gospodarczy powyżej 2 proc., jednak wyraźniejsze spowolnienie nadejdzie już w 2019 i 2020 r. – do 1,7 proc. i 1,5 proc.
Bieżącą kondycję unijnej gospodarki chwalił wczoraj podczas wystąpienia na Forum Ekonomicznym w Brukseli szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Junkcer. Zwracał uwagę, że bezrobocie jest najniższe od wybuchu kryzysu, udało się obniżyć deficyt i zadłużenie sektora publicznego w UE, rośnie zatrudnienie i pracę ma obecnie 237 mln Europejczyków, a do tego setki miliardów euro zostały wygenerowane na inwestycje. Zdaniem Junckera nie jest to jednak czas na osiadanie na laurach, bo wciąż trzeba dokończyć najważniejszy projekt, jakim jest reforma strefy euro.
Na brukselskich korytarzach słychać też coraz głośniej, że priorytetem jest zacieśnianie wspólnotowych więzi wokół euro.
– Przyszłością Unii Europejskiej jest przyszłość euro, a przyszłość euro jest przyszłością Unii Europejskiej jako całości – podkreśla Juncker.
Polski rząd zaś temat euro zupełnie zdjął z agendy politycznej i nie zamierza do niego wracać w najbliższych latach.
Przejadamy dobrą koniunkturę
Chociaż fundamenty naszego rozwoju są zdrowe, to wzrost przez długi czas opiera się w dużej mierze na konsumpcji. Inwestycje w I kwartale wprawdzie przyspieszyły, ale ich wzrosty są wciąż dalekie od notowanych podczas poprzedniego boomu gospodarczego w latach 2007–2008. Opieranie rozwoju na samych wydatkach gospodarstw domowych odbije się czkawką, gdy przyjdzie spowolnienie, a wraz z nim osłabnie chęć do konsumpcji.
Nie udało nam się również zbyt dokładnie posprzątać w finansach państwa. Chociaż deficyt jest najniższy od dekady, a dług publiczny spadł nie tylko w relacji do PKB, ale również nominalnie, to daleko nam do unijnych prymusów. Wiele krajów wykorzystało najlepszą od lat koniunkturę i zbudowało solidne bufory na czasy spowolnienia. Mają nadwyżki w budżecie, które w trudnych czasach pozwolą stymulować gospodarkę.
W dłuższym horyzoncie osłabnie impuls, jaki dają naszej gospodarce unijne fundusze – nie będzie już tak duży jak w latach 2014–2020. Nadal pozostaną one źródłem wielu inwestycji w Polsce, ale bez wsparcia krajowych oszczędności będą w mniejszym stopniu wpływały na dynamikę wzrostu PKB.