Eksperci nie mają wątpliwości – tylko wizja głodowych emerytur może zachęcić Polaków do dodatkowego oszczędzania na starość. Jednak ich oburzenie wywołuje propozycja wprowadzenia dziesięciny dla pobierających najwyższe świadczenia.

Niczego nie rekomendujemy, to tylko dyskusja

Powodem zamieszania jest koncepcja emerytur obywatelskich przedstawiona pod koniec lutego przez dr. Dariusza Standerskiego z Fundacji Kaleckiego na IV Forum Współpracy zorganizowanym przez ZUS. Pikanterii całej sprawie nadaje to, że część partnerów społecznych dopiero teraz dowiedziała się o takim spotkaniu.
Reklama
Nikt nas nie zaprosił do ZUS. Nie mieliśmy więc okazji wyrazić swojej opinii na temat kolejnej próby majstrowania przy systemie emerytalnym – mówi Bogusława Nowak-Turowiecka, ekspert ubezpieczeniowy ze Związku Rzemiosła Polskiego.
– Właściwym miejscem do dyskusji o kształcie systemu emerytalnego jest Rada Dialogu Społecznego. ZUS nie powinien zabierać głosu w sprawie możliwych zmian. Instytucja ta ustawowo została powołana do innych zadań – uważa Henryk Nakonieczny, członek prezydium Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność".
Zakład się broni. – Organizowane przez nas forum jest miejscem debaty o najważniejszych problemach dotyczących rynku pracy, systemu ubezpieczeniowego czy emerytalnego – informuje jego rzecznik prasowy Wojciech Andrusiewicz. Dodaje, że przy okazji tego typu wydarzeń ZUS chce zapoznawać pracodawców i związki zawodowe z różnymi koncepcjami, o których się obecnie dyskutuje. – Tak też było w tym przypadku. Żadnego z prezentowanych rozwiązań nie rekomendujemy. To tylko przyczynek do dyskusji – zapewnia.

Trzeba edukować, żeby zacząć oszczędzać

Doktor Wojciech Nagel, ekspert ds. ubezpieczeń społecznych i pracy, członek Konwentu BCC i Rady Nadzorczej ZUS, nie ma wątpliwości, że mając przed sobą wizję niskich emerytur, Polacy zdecydują się na dodatkowe oszczędzanie na starość. Ale potrzeba do tego dobrej edukacji i zaangażowania partnerów społecznych oraz rządu. – Kwestia emerytur obywatelskich coraz częściej obecna jest w debacie publicznej. Pojawia się w kontekście odejścia od systemu zdefiniowanej składki w FUS, która uzależnia wysokość świadczenia wypłacanego po zakończeniu aktywności zawodowej od kwoty zgromadzonego kapitału emerytalnego – wyjaśnia.
Jak może wyglądać taki system? W analizie "Jak uniknąć katastrofy? Perspektywy polskiego systemu emerytalnego" firmowanej przez Fundację Kaleckiego wskazano, że powinien on składać się z podstawowej emerytury obywatelskiej (w wysokości powiązanej z minimalnym wynagrodzeniem) oraz indywidualnego planu emerytalnego powstałego w oparciu o ofertę podmiotów publicznych i prywatnych, wspieranych instytucjonalnie przez państwo.
– Kwotą graniczną dla emerytury obywatelskiej może być 1470 zł, czyli 70 proc. wysokości obecnego minimalnego wynagrodzenia za pracę – tłumaczy dr Dariusz Standerski. – Do nowego systemu z automatu powinny trafić osoby, które nie uzbierały kapitału pozwalającego na wypłatę wyższych świadczeń. Natomiast ci, którzy mają większe oszczędności, powinni się nimi podzielić. Z moich wyliczeń wynika, że ta grupa osób powinna oddać 10 proc. swojej emerytury – dodaje.
Zdaniem Standerskiego takie rozwiązanie należy koniecznie wprowadzić z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze, mamy fatalne wskaźniki demograficzne. Po drugie, składek na emerytury nie płacą służby mundurowe, zaś wysokość emerytur górniczych nie ma nic wspólnego z daniną trafiającą do ZUS.

Kiedyś ZUS może zabrać nawet 30 proc.

Koncepcja świadczenia powszechnego nie zyskała akceptacji partnerów społecznych. – Jej autorzy zapominają, że w systemach anglosaskich niewielka emerytura wypłacana z systemu publicznego jest jednym z kilku, najczęściej czterech filarów odkładania środków na starość – tłumaczy dr Wojciech Nagel. Pozostałe filary nie mają związku z ubezpieczeniem społecznym, a gromadzone na nich środki są całkowicie prywatne i zarządzane rynkowo. – Ale właśnie taka konstrukcja powoduje, że uczestnictwo w tym systemie jest prawie powszechne, przekracza 70 proc. – podkreśla ekspert. I przypomina, że na doświadczeniach brytyjskich opierają się m.in. rozwiązania przygotowane przez zespół premiera Morawieckiego.
Pomysł świadczenia obywatelskiego pozbawiającego zamożniejszych emerytów części już zgromadzonych oszczędności nie podoba się także związkowcom. – Polacy stracili zaufanie do systemu emerytalnego. Teraz nikt się nie zgodzi na odbieranie mu ciężko wypracowanych środków – komentuje Bogdan Grzybowski, dyrektor wydziału polityki społecznej OPZZ i członek Rady Nadzorczej ZUS. – Zresztą najpierw ZUS będzie chciał zabrać 10 proc. wypracowanej emerytury, ale po kilku latach okaże się, że to za mało. I ubezpieczeni stracą 30 proc. swoich oszczędności – dodaje.
Podobnie uważa Jeremi Mordasewicz. – Wprowadzenie takiego systemu to byłaby niegodziwość. Nie dość, że istnieje niebezpieczeństwo, że z 10 proc. zrobi się 20 czy 30 proc., to jeszcze zostanie osłabiona motywacja do pracy. Obecnie połowa Polaków nie ma aspiracji zawodowych. Jeśli będą mieć zagwarantowaną emeryturę obywatelską, to nie będą pracować – tłumaczy ekspert ubezpieczeniowy z Konfederacji Lewiatan.
Co zatem należy zrobić, by uratować system emerytalny przed katastrofą? Specjaliści nie mają wątpliwości, że przede wszystkim trzeba zwiększyć wpływy do FUS poprzez wprowadzenie powszechnego systemu opłacania składek oraz stworzenie różnych zachęt do dodatkowego oszczędzania. A ponadto zachęcać Polaków do dłuższej pracy. Bez tego przyszłe emerytury będą głodowe.