Wraz z nowym rokiem działalność rozpocznie instytucja – Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie. Będzie to ostatni krok w scalaniu kontroli nad zasobami wodnymi naszego kraju. Dziś jest ona rozproszona pomiędzy dziesiątkami instytucji rządowych i samorządowych.
Od stycznia ta nowa instytucja będzie wykonywała prawa właścicielskie w stosunku do wód publicznych stanowiących własność Skarbu Państwa. To w Wodach Polskich powstawać będą m.in. plany zarządzania ryzykiem powodziowym, wydawane będą pozwolenia wodnoprawne (dziś odpowiadają za to samorządy) czy podejmowane decyzje o strategicznych inwestycjach w zakresie gospodarki wodnej. W ramach tej instytucji działać będzie też krajowy regulator cen wody – to on ma weryfikować i ewentualnie korygować stawki, jakie gminy (a właściwie spółki wodne) zaproponują mieszkańcom. Kadry tego państwowego molocha zasilą m.in. obecni pracownicy regionalnych zarządów gospodarki wodnej oraz zarządów melioracji i urządzeń wodnych (ten drugi podmiot podlega marszałkom województw). W sumie Wody Polskie mają zatrudniać ok. 6 tys. osób.
Problem w tym, że na miesiąc przed uruchomieniem tego tworu przygotowania są jeszcze w lesie – stwierdza Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich. Wtórują mu inni samorządowcy. – Z przekazanych nam informacji wynika, że na razie znaleziono lokalizacje dla ok. 70 proc. przewidywanych do powstania 350 nadzorów wodnych działających pod egidą Wód Polskich. Ale w wielu przypadkach wciąż nie ma nawet podpisanych umów dotyczących użytkowania tych lokali. Pełnomocnicy Wód Polskich aktualnie szukają lokali dla pozostałych 30 proc. – mówi Grzegorz Kubalski ze Związku Powiatów Polskich.
Reklama
To niejedyny problem, z jakim zmaga się rząd. W grę wchodzą jeszcze pieniądze – a właściwie ich brak. Na razie w planie finansowym Wód Polskich widoczne jest manko na kwotę ponad 180 mln zł. Przyszłoroczny plan zakłada przychody na poziomie niemal 1,1 mld zł, podczas gdy koszty ogółem szacowane są na 1,28 mld zł (wynagrodzenia pochłoną ponad 366 mln zł). W związku z tym przedstawiciele resortu środowiska po cichu szukają możliwości zasypania tej dziury.
Jak potwierdziło nam kilku niezależnych informatorów, najpierw pojawił się np. pomysł, by zabrać samorządom część pieniędzy pochodzących z ich udziału we wpływach z CIT. Potem na celownik wzięto pieniądze pochodzące z systemu janosikowego. Mowa o przyszłorocznej kwocie 247 mln zł dotacji z budżetu państwa (lub jej części), która wspomaga Mazowsze w wypłacaniu pieniędzy biedniejszym regionom. Z naszych informacji wynika, że ten drugi pomysł jak dotąd był najbliżej realizacji. Przedstawiciele resortu środowiska zaprzeczają, jakoby był taki plan. Ale co innego mówią nam nasze źródła w Sejmie i Ministerstwie Finansów. To właśnie MF – jak słyszymy w nieoficjalnych rozmowach z tamtejszymi urzędnikami – nie dało zielonego światła na zabranie pieniędzy z systemu janosikowego.
Resort środowiska sprawę komentuje krótko. – Przygotowany projekt planu finansowego nowej jednostki nie zakłada, aby środki z subwencji stanowiły jej przychód – odpowiada ministerstwo. Ale poszukiwania dodatkowych pieniędzy trwają. – Mam nadzieję, że rozwiążemy ten problem z innych źródeł finansowania – potwierdził wiceminister środowiska Mariusz Gajda na ubiegłotygodniowym posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego.
To właśnie on w połowie listopada został powołany na stanowisko pełnomocnika ds. organizacji Wód Polskich. Zastąpił w tej roli Iwonę Kozę, prezes Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej. Na wspomnianym posiedzeniu komisji wspólnej minister skarżył się na współpracę z samorządami województw. A właściwie jej brak. – Mamy trudności przy połączeniu regionalnych zarządów z dotychczasowymi wojewódzkimi zarządami melioracji. Mam nadzieję, że marszałkowie przekażą mi wykaz pracowników, którzy przejdą do Wód Polskich. Na razie od nikogo nie otrzymaliśmy takiego wykazu – stwierdził Gajda.
Podobne problemy są z przekazywaniem mienia w postaci niezbędnego sprzętu, lokali biurowych, magazynów powodziowych itp. – Są województwa bardzo dobre, takie jak podkarpackie i warmińsko-mazurskie, gdzie marszałkowie przekazują swoje mienie ruchome, a także udostępniają lokale, które dotychczas były wynajmowane lub były własnością marszałka. Ale są województwa, które przekazują pracowników nawet "bez ołówka" – stwierdził wiceminister.
My przygotowaliśmy już listę osób i rzeczy do oddania Wodom Polskim. Chcemy przekazać wszystkich ok. 400 pracowników. Na najbliższym sejmiku 4 grudnia będzie sesja i uchwała o likwidacji wojewódzkiego zarządu melioracji i urządzeń wodnych oraz użyczenia majątku Wodom Polskim. Ten nowy podmiot ma obowiązek przejąć tych pracowników, a co się potem z nimi stanie, to już jest decyzja Wód Polskich – mówi Adam Struzik z PSL, marszałek województwa mazowieckiego.
Tajemnicą poliszynela jest, że większości marszałków nie podoba się fakt powołania państwowego molocha, który przejmie ich ludzi i kompetencje w zakresie gospodarki wodnej. – Od kilku miesięcy zwracaliśmy uwagę na problemy, które pojawią się przy doktrynalnym podejściu prowadzącym do powołania ogromnej firmy państwowej i centralizacji usług, w dodatku bez zabezpieczenia wszystkich środków finansowych. Niestety nie słuchano naszych argumentów, a teraz wygląda na to, że zamiast Wód Polskich mamy "polskie bagno". Obawiam się, że cała operacja skończy się fatalnie, nie daj Boże, jeśli po Nowym Roku przydarzą się jakieś ekstremalne zjawiska pogodowe – przestrzega Adam Struzik.