Po dojściu do władzy koalicji PO–PSL na liście priorytetów znalazła się poprawa klimatu biznesowego w Polsce. Politycy szykowali plany deregulacji gospodarki i poprawienia systemu podatkowego na bardziej przyjazny dla przedsiębiorców. Taki cel postawiła przed sobą sejmowa komisja "Przyjazne Państwo" pod kierownictwem ówczesnego posła PO Janusza Palikota.
W poniedziałkowym wydaniu DGP opisywaliśmy ponadpartyjne porozumienie, które w 2008 r. doprowadziło do wyrzucenia z ustawy o podatku od towarów i usług 30-proc. sankcji w VAT.

Znieśmy sankcje, bo przegramy w ETS

Wszystkim siłom parlamentarnym przyświecało rozluźnienie podatkowych pęt, które krępują przedsiębiorczość. W tego typu działaniach celowała komisja „Przyjazne Państwo”. W 2008 r. przygotowała osiem projektów nowelizacji ustawy o VAT, które wprowadzały fragmentaryczne zmiany w podatku. Zgodnie z przyjętym zwyczajem na posiedzenia zapraszani byli przedstawiciele firm konsultingowych oraz doradcy podatkowi, którzy proponowali zmiany legislacyjne. Firma PricewatershouseCoopers (obecnie PwC) opracowała te dotyczące m.in. VAT, a KPMG sugerowało bardziej gruntowne zmiany w podatku.
Reklama
Jedną z rekomendacji było zniesienie 30-proc. sankcji, a potrzebę takiego ruchu uzasadniał Wojciech Śliż. Wtedy był starszym menedżerem w PricewatershouseCoopers, od lutego 2017 r. kieruje departamentem podatku od towarów i usług w MF. – Proponowana przez nas zmiana jest bardzo prosta – chodzi o skreślenie w ustawie obowiązującej art. 109 ust. 4–8, a w art. 110 skreślenie zdania drugiego. Tak naprawdę zmiana ta oznacza likwidację sankcji w VAT, czyli 30-proc. dodatkowego zobowiązania w podatku VAT. Po tych wykreśleniach jedyną sankcją dla podatnika będą odsetki, które zostaną naliczone, jeśli podatnik się spóźni z uregulowaniem swojego zobowiązania podatkowego. Oczywiście nadal pozostają sankcje karne w ustawie skarbowej, czyli dalej będzie odpowiedzialność indywidualna, która będzie zapewniała państwu jakieś mechanizmy kontroli i dyscyplinowania podatników – tłumaczył na posiedzeniu komisji „Przyjazne Państwo” 9 kwietnia 2008 r. obecny szef departamentu VAT. Uzasadniał to toczącym się przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości postępowaniem, które miało stwierdzić, czy nasze kary są zgodne z unijnymi regułami gry.
– Doświadczenie podpowiada, że tę sprawę możemy, jako kraj, przegrać. Dlatego niejako antycypujemy wyrok w tym zakresie – mówił wówczas Wojciech Śliż.
Zdaniem doradców podatkowych, z którymi rozmawialiśmy, sposób myślenia obecnego dyrektora w MF był w latach 2005–2008 czymś powszechnym.
– Pracowałem z Wojtkiem jeszcze w PwC. To jest jeden z lepszych ekspertów od VAT w Polsce. Tak jak on myśleli wtedy wszyscy: politycy i doradcy – mówi nam ekspert podatkowy pragnący zachować anonimowość.
Widać to również było po głosowaniu. Sejm jednogłośnie przyjął w 2008 r. nowelę ustawy o VAT, która wyrzucała sankcje. Oprócz projektu komisji Palikota, która za tym optowała, takie same wskazania zawierały dokumenty: rządowe, posłów PO, a nawet PiS.

Wygraliśmy, a gdzie się podziały sankcje

Trybunał w wyroku z 15 stycznia 2009 r. uznał, że dodatkowe zobowiązanie podatkowe nie ma cech podatku, lecz jest sankcją administracyjną, której wprowadzenie nie stoi w sprzeczności z prawem Unii Europejskiej.
Sankcje zniknęły już jednak z ustawy. Obecny dyrektor departamentu VAT w MF jeszcze w ramach prac komisji „Przyjazne Państwo” twierdził, że nie są one potrzebne, bo osoby niepłacące podatków muszą się liczyć z odpowiedzialnością karną, a „budżet państwa nic na tym nie straci, ponieważ za okres, w którym podatnik z tych pieniędzy korzystał, zostanie »wynagrodzony« w formie odsetek. Poza tym podatnik będzie też musiał zapłacić zaległość podatkową. Nie będzie tylko dodatkowego »zarobku« dla Skarbu Państwa w postaci owych 30 proc.”.
Spytaliśmy Wojciecha Śliża, co sądzi o sankcjach vatowskich obecnie, z punktu widzenia dyrektora departamentu w MF.
"Zgłoszenie takiej propozycji wynikało z błędnego przeświadczenia, że ETS zakwestionuje legalność polskich przepisów o sankcji w VAT, a także przekonania, że przepisy sankcyjne i karne, w tym ustawa – Kodeks karny skarbowy i ustawa o odpowiedzialności zbiorowej podmiotów zbiorowych, którymi dysponowało wówczas państwo, są wystarczające, żeby zapewnić bezpieczeństwo rozliczeń podatku VAT. Z perspektywy czasu mogę jedynie powiedzieć, że państwo nie potrafiło skutecznie korzystać z narzędzi, które posiadało, a sankcję należało przywrócić niezwłocznie po tym, jak ETS potwierdził jej legalność" – napisał w odpowiedzi na nasze pytania.

Dlaczego Platforma tego nie zmieniła

Tak się po wyroku unijnego trybunału nie stało. Dlaczego? Izabela Leszczyna, która od kwietnia 2009 r. zasiadała w komisji finansów publicznych, a w 2013 r. została wiceministrem finansów, tłumaczy, że w jej formacji panowało przekonanie, że sankcje w VAT nie mają wpływu na skalę wyłudzeń i oszustw podatkowych.
– Skoro nie rosły one, gdy sankcja została obniżona z 500 proc. do 30 proc., to uznaliśmy, że nie to jest kluczowe. A psychologicznie trudne było dla nas ich przywrócenie, skoro poszliśmy do wyborów z hasłem ułatwień dla przedsiębiorców – mówi. Uważa, że i dziś ich powrót do ustawy nie jest głównym instrumentem uszczelniającym system podatkowy. Wzrost dochodów wynika głównie z dobrej koniunktury gospodarczej.
– Do tego dochodzi efekt strachu, który wprowadził minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, np. poprzez wprowadzenie kary 25 lat za wyłudzenia VAT – mówi była wiceminister finansów.

Praktycy do urzędów

Działają też inne elementy uszczelniające system, jak pakiet paliwowy, monitoring transportu czy narzędzia informatyczne, dzięki którym skarbówka łatwiej wyłapuje nieprawidłowości.
PiS przywrócił obowiązywanie sankcji jeszcze przed ściągnięciem do resortu finansów Wojciecha Śliża. Zatrudnia podobnych do niego ekspertów z rynku i wykorzystuje ich know-how z czasów pracy z biznesem.
– Myślę, że pogłębianie kompetencji administracji publicznej w ten sposób ma sens. Tacy ludzie mają szeroką wiedzę np. o tym, jak wyglądają nieprawidłowości podatkowe, i mogą ją wykorzystać w pracy dla państwa – uważa Marek Tatała, wiceprezes Forum Obywatelskiego Rozwoju,