Przez tydzień kupować tylko polskie produkty? Przecież to nic trudnego. Jestem zdyscyplinowana, zdeterminowana, a sklepów dookoła nie brakuje. Zastanawia mnie tylko reakcja części ekspertów. Kiedy mówię im o eksperymencie, kwitują krótko: "Nie zazdroszczę!".
Poniedziałek
Litrowa butelka wody Żywiec Zdrój nie daje mi spokoju. To już kolejna rzecz, która okazuje się marką zagraniczną: stoi za nią koncern Danone. Inne to kukurydza Pudliszki (firmę kilka lat temu kupił Heinz), serek pleśniowy Turek (właścicielem jest teraz francuski Bongrain) oraz szynka Krakus i kiełbasa Morliny (część chińskiej WH Group, czyli największego producenta mięsa wieprzowego na świecie). Dzwonię do prof. Dominiki Maison, która od lat prowadzi badania konsumenckie tak w kraju, jak i za granicą, i pytam: – Jak mogę wiedzieć, co jest polskie, skoro na opakowaniach widnieją nazwy polskich zakładów, a o zagranicznych właścicielach nie było w ogóle mowy?
Moje pytanie prof. Maison w ogóle nie zaskakuje – może dlatego, że sama regularnie zadaje je Polakom. A ja niby wiem, że czym innym jest kraj wytworzenia, a czym innym kraj pochodzenia marki, ale jednocześnie czuję, że coraz trudniej przychodzi mi wskazanie produktów naszych i obcych. Naszych, bo wyprodukowanych w Polsce, choć surowiec pochodzi już z różnych krajów? Obcych, bo tylko w Polsce obrandowanych? „Krajowe” sugerowałoby: surowce i marka są polskie, podobnie jak koncern, do którego należy fabryka i, oczywiście, jej kapitał.
Właśnie z powodu kłopotów z identyfikacją niepolskie produkty kupujemy najczęściej.
– Zazwyczaj za krajowymi markami kryją się zagraniczne koncerny, a klienci są nieświadomi, czy produkt jest polski, czy zagraniczny. Często obco brzmiąca marka ma polskiego właściciela, a tradycyjna polska marka od lat jest wykupiona przez zachodnią firmę – odpowiada ze spokojem prof. Maison. Przy czym firmy, zabiegając o sprzedaż, zrobią wszystko, żeby klientów jak najdłużej w tej nieświadomości utrzymać. – Dlaczego? Większość konsumentów jest po pierwsze przywiązana do polskich produktów, a po drugie – przekonana, że te są lepsze, bo zdrowsze, bardziej naturalne i ekologiczne, czyli z mniejszą ilością konserwantów, sztucznych barwników i nawozów. I trudno sobie wyobrazić, żeby firmy szybko zrezygnowały z tej wartości dodanej.
– Ale przecież to nie zawsze jest zgodne z prawdą!
– Zgoda, ale to nie zmienia faktu, że dla polskich konsumentów, co pokazują najnowsze badania, to właśnie Polska jako kraj pochodzenia jest najważniejszym kryterium wyboru produktów spożywczych. Poza ceną, co do której jest oczekiwanie, że będzie nieco niższa.
Siedmiu na dziesięciu Polaków deklaruje, że "polskość" zachęca ich do zakupu danej marki, a liczba ta z roku na rok rośnie (w 2016 r. było to sześciu na dziesięciu rodaków). Jak pokazał też raport "Patriotyzm zakupowy 2017", szczególnie istotne jest to w kategorii artykuły spożywcze – 60 proc. (wzrost o 10 pkt proc.), a także produkty bankowe i ubezpieczeniowe oraz preparaty OTC – po 48 proc.
Tylko niewielka grupa Polaków deklaruje, że polskie pochodzenie zniechęca ich do zakupów, stanowią od 11 do 18 proc. (w zależności od kategorii produktu).
Wtorek
Jestem u lekarza i właśnie dostałam wyniki testów na alergię. – Jest pani uczulona na mleko, to ostatnio częste, a do tego orzeszki ziemne i ziemniaki.
Wizyty u lekarza coraz częściej oznaczają wykreślenie kolejnego produktu z diety. Niedawno z listy wypadła kawa. Teraz nie dość, że przez tydzień postanowiłam jeść tylko polskie produkty, to jeszcze muszę odstawić wszystkie produkty na bazie mleka, w tym także jogurty i lody. Właściwie to jestem ciekawa, co dalej, także dlatego, że moja wiedza dotycząca składu (krajowych) produktów nie wybiega poza stereotypy. Zasypuję więc znajomych pytaniami, a oni mnie podpowiedziami.
– O! Mała czarna żołędziówka. Możesz do woli pić kawę z żołędzi. Podobno smakuje jak kompot z suszu.
– Czekaj, jest miodolada, czyli napój z miodu rzepakowego i soku malinowego albo syropu z imbiru, też lekko pobudza.
– Pewnie też nie słyszałaś o oranżadzie Koleś na bazie wody jurajskiej i cukru z polskich buraków? Albo np. Hyćce z Folwarku Wąsowo z kwiatów czarnego bzu i miodem lipowym?
Jestem pod wrażeniem ich wiedzy, tym bardziej że już po chwili okazuje się, że są też polskie słodycze, które mogę jeść bez obaw (nie zawierają mleka). To np. gorzka czekolada Cocoa, wafle Cukry Niskie i np. suszone jabłka Cięty Janek.
Na początku jestem podekscytowana. Dużo nowych produktów, marek, nazw, bo na co dzień sięgałam z reguły po te już sprawdzone. Czuję się jak turystka w egzotycznym kraju, która ma szansę poznania nowych smaków. Pobudzające doświadczenie. A że jestem otwarta, to i rozmowa z Mariuszem Pycem z agencji badawczej Open Research (tej, która przygotowała raport „Patriotyzm konsumencki”) przynosi kolejne informacje. – Krajowi producenci poszli po rozum do głowy i od kilku lat masowo umieszczają na swoich produktach oznaczenia, że towar pochodzi z Polski. Najpopularniejsze z nich to "Produkt polski", "Produkt polski gwarancja jakości" i "Teraz Polska", które są rozpoznawane przez co najmniej 40 proc. Polaków – wylicza.
Są też "Jestem z Polski" (38 proc.), "Polski producent" (35 proc.), "Polski producent, kupując, dajesz pracę" (33 proc.), "Polski kapitał" (24 proc.) czy np. "Made in Poland" i "Made in Poland. Czas polskiej marki" (odpowiednio 23 i 21 proc.), a obok m.in. symbol polskiej flagi (19 proc.) i kampania z kodem kreskowym zaczynającym się od 590 (10 proc.). Ale nie wszystkim można wierzyć, bo część certyfikatów, jak np. "Polski Ślad" (nie został ujęty w ankiecie), firmy mogą kupić. – Poza tym zgodnie z prawem takie oznaczenia mogły mieć też produkty "wytworzone w finalnym kształcie w Polsce", ale już niekoniecznie z krajowych surowców. Producenci mieli pod tym względem do niedawna dużą swobodę – zastrzega Pyc.