Koniec czerwca upłynął pod znakiem kolejnych rekordów zużycia energii w porannym szczycie w okresie letnim - 23 i 24 czerwca zapotrzebowanie wzrosło odpowiednio do 22,6 tys. MW i 22,7 tys. MW. W rezerwie pozostawało nieco ponad 2,4 tys. MW. To wciąż sporo, jednak mniej niż roczna średnia - ok. 4,5 tys. MW.

Należy więc liczyć się z tym, że w tym roku, a zapewne i w kilku następnych, nasz system energetyczny będzie działał na granicy bezpieczeństwa. Na tegoroczne lato możemy jednak patrzeć z nieco większym optymizmem, bo z sierpniowego kryzysu 2015 r. zostały wyciągnięte pewne wnioski. Pole manewru było niewielkie, bo największe inwestycje energetyczne, jak nowe bloki w Jaworznie, Kozienicach czy Opolu, zostaną zakończone dopiero za kilka lat. Jako pierwszy wystartuje w 2017 r. blok w Kozienicach. Na przełomie lat 2018 i 2019 dołączą nowe bloki Elektrowni Opole, w 2019 r. do systemu zostanie włączony nowy blok w Jaworznie. Jedyny bardziej znaczący nabytek energetyczny, na jaki możemy liczyć, to nowy blok gazowo-parowy Elektrociepłowni Włocławek, który może dać ok. 460 MW. Mimo to udało się jednak podjąć działania oddalające groźbę wyłączeń.

Po pierwsze, przesunięto niezbędne konserwacje i remonty poza okresy letniego i zimowego szczytu. W efekcie, o ile w ubiegłym roku z tego powodu było odstawionych w porywach nawet do 6 tys. MW mocy, w tym będzie to ok. 2 tys. MW. Ponadto jeszcze pod koniec ubiegłego roku zdecydowano o odłożeniu wyłączenia z eksploatacji jednego z bloków w Bełchatowie - nie będzie on może pracować z pełną mocą i będzie mógł być używany tylko przez 1500 godzin w roku, jednak w sytuacjach awaryjnych będzie mógł być wykorzystany.
Reklama
Reklama
Po drugie, do funkcjonującej operacyjnej rezerwy mocy w tym roku dołączyła tzw. zimna interwencyjna rezerwa mocy. Polega ona na tym, że w razie deficytów będą włączane wyeksploatowane już bloki elektrowni Siersza i Stalowa Wola (Tauronu), a także Zespołu Elektrowni Dolna Odra (PGE) o łącznej mocy 830 MW. To daje kolejne rezerwy, jednak nie jest to sytuacja doskonała. Mam wątpliwości co do tego rozwiązania. Po pierwsze, to nie jest droga do szybkiego uzupełnienia braków - proces uruchamiania bloków trochę trwa. Po drugie, mówimy o bardzo wyeksploatowanym materiale. Chciałbym mieć pewność, że one się w ogóle dadzą uruchomić - mówi Tomasz Chmal, ekspert Narodowego Centrum Studiów Strategicznych.
Po trzecie, zwiększyły się możliwości zakupu energii za granicą - przede wszystkim za sprawą mostu energetycznego z Litwą. To kolejne 500 MW. Tuż po ubiegłorocznym krachu polski operator PSE podpisał również umowę z Ukrainą, w ramach której będziemy mogli w razie potrzeby wykorzystać 100 MW. Trzeba też pamiętać, że już wcześniej łączył nas kabel o mocy 600 MW ze Szwecją, mamy też połączenia z Niemcami, Czechami i ze Słowakami (6 tys. MW), jednak ich pełne wykorzystanie nie jest możliwe ze względu na niedostateczną sieć przesyłową wewnątrz naszego kraju i na umowy handlowe między tymi krajami.
W razie kłopotów nie uratują nas OZE - wprawdzie w farmach wiatrowych mamy zainstalowanych ponad 5 tys. MW mocy, ale doświadczenie ubiegłego roku uczy, że rekordowym upałom towarzyszyła również bezwietrzna pogoda. Więc na zasilenie krajowego systemu z tego źródła nie ma specjalnie co liczyć.
Inaczej wygląda sprawa z fotowoltaiką - przy słonecznej pogodzie panele słoneczne mogłyby stanowić uzupełnienie dla tradycyjnej energetyki, jednak w Polsce wciąż jest to mało rozwinięty segment rynku – ok. 130 MW, a nowa ustawa o OZE, która preferuje stabilniejsze źródła energii niż wiatr i słońce, raczej nie sprzyja rozwojowi tego segmentu w przyszłości.
Jesteśmy zatem lepiej przygotowani (w miarę skromnych możliwości) i o ile nie zdarzy się duża nieprzewidziana awaria – a przypomnijmy, że w ubiegłym roku to usterka w jednym z bełchatowskich bloków, która spowodowała jego późniejsze włączenie, była jednym z czynników przesądzających o tym kryzysie – w tym roku powinno się obyć bez ograniczeń w dostawach prądu.