W ciągu czterech lat polskie elektrownie wyłączą bloki o mocy ponad 6 tys. megawatów. To blisko 20 proc. zainstalowanej obecnie mocy. Efekt będzie porównywalny do zamknięcia największej w Polsce Elektrowni Bełchatów i do tego jeszcze połowy mocy drugiej w kraju siłowni zainstalowanej w Elektrowni Kozienice. Dziś bez nich polska gospodarka stanęłaby w miejscu.

Reklama

Wielkie zamykanie rusza w tym roku. Na pierwszy ogień idzie Elektrownia Szczecin, której historia sięga I wojny światowej. Dziś należy ona do PGE, największego państwowego koncernu energetycznego. Do 2016 r. spółka planuje odłączenie od sieci bloków węglowych o łącznej mocy ponad 1,1 tys. megawatów, m.in. w Turowie, Bydgoszczy, Bełchatowie i Dolnej Odrze.

Zamykać będzie również numer dwa polskiej energetyki. Tauron przeznaczył do odstawki łącznie ponad 1,5 tys. megawatów m.in. w elektrowniach Łagisza, Łaziska Górne i Stalowa Wola. Kotły są wygaszane, bo ponad 40 proc. z nich pracuje od ponad 40 lat, a to na Zachodzie oznacza technologiczny kres tych urządzeń. W Polsce zdarzają się nawet takie – dają ok. 15 proc. prądu – których wiek przekroczył już 50 lat.

Wielkie wyłączanie może oznaczać wielkie kłopoty. W ostatnim dziesięcioleciu elektrownie zużyły się o 25 proc., ale potencjał energetyki zwiększył się zaledwie o kilka procent. W kolejnych latach ta tendencja się pogłębi, bo planowane elektrownie wciąż są tylko na papierze. Niepewność polityki klimatycznej UE polegającej na ograniczaniu emisji CO2 utrudnia zebranie funduszy na budowę. Skutecznie protestują też ekolodzy.

Eksperci uważają, że nie zdążymy z zastępowaniem starych bloków nowymi. Budowa nowych to proces wieloletni – mówi Krzysztof Żmijewski, były szef Polskich Sieci Elektroenergetycznych.

Większość z szykowanych bloków może rozpocząć pracę w latach 2017 – 2018. Zdaniem Ernst & Young będzie to oznaczać powrót zmory epoki PRL, czyli przerw w dostawach prądu i stopni zasilania.