Terminal LNG budowany jest w Świnoujściu, terminal naftowy – w Gdańsku. Chociaż oba przedsięwzięcia realizowane są przez firmy należące do Skarbu Państwa, różnic jest wiele.
O inwestycji gazowej mówi się bardzo dużo i jest powszechnie znana. Otacza ją jednak zła sława, zwłaszcza po ujawnionym w zeszłym miesiącu miażdżącym raporcie NIK. Kontrolerzy podkreślili w nim, że spółki Gaz-System i Polskie LNG, które odpowiadają za projekt, przez lata realizowały swoje zadania nieprawidłowo, co więcej – także nadzór sprawowany przez rząd nad budową był niewystarczający. W efekcie już kolejny termin oddania terminalu do użytku może nie zostać dotrzymany. CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT >>>
Początkowo uruchomienie miało nastąpić w czerwcu, a później w grudniu 2014 r. Teraz ma być oddany latem tego roku. Jednak choć projekt jest gotów w ponad 95 proc., nie wiadomo, czy to się uda. Włoska firma Saipem, która buduje gazoport, żąda bowiem dodatkowych pieniędzy za ukończenie prac w terminie.
O drugiej z wymienionych inwestycji pisze się znacznie mniej. Być może dlatego, że tu nie ma żadnych nieprzyjemnych niespodzianek. Obecne zaawansowanie prac to ok. 60 proc. Nie ma żadnych opóźnień w stosunku do planu. – Pierwszą część projektu, tę dotyczącą logistyki ropy naftowej, chcemy zakończyć w tym roku, by już na początku stycznia przyszłego mogła być włączona do naszej sieci rurociągów i zaczęła na siebie zarabiać – mówi Marcin Moskalewicz, prezes PERN Przyjaźń.
Reklama
Część naftowa terminalu to sześć zlokalizowanych nad morzem zbiorników o łącznej pojemności 375 tys. m sześc. Magazyny będą przygotowane do szybkiego załadunku i wyładunku. Ponadto terminal będzie w stanie mieszać surowiec pochodzący z różnych źródeł. – Dziś możemy wysyłać ropę REPCO i gatunki pokrewne, po uruchomieniu terminalu będziemy mogli sprowadzić 50–60 najczęściej wykorzystywanych w Europie gatunków ropy – zapowiada Moskalewicz.
Szacowane koszty budowy pierwszej części terminalu to 420 mln zł. – Nie ma dziś żadnych przesłanek, by ta kwota miała być na koniec wyższa – zapewnia szef PERN.
Terminal naftowy i gazowy są elementami systemu bezpieczeństwa energetycznego kraju. – Gdyby cokolwiek się stało, niekoniecznie w sferze polityki, i niemożliwe byłyby dostawy ropy ze Wschodu rurociągiem Przyjaźń, terminal przejmuje na siebie tę funkcję – wyjaśnia Moskalewicz. Przez morze może być dostarczany cały potrzebny surowiec do czterech rafinerii: dwóch polskich w Gdański i w Płocku oraz dwóch niemieckich w Schwedt i w Leunie. W sumie ok. 50 mln ton rocznie.
Dlaczego terminal gazowy ma opóźnienia, a naftowy nie? Andrzej Szczęśniak, specjalista od rynku paliw, wskazuje na to, że świnoujski projekt jest znacznie trudniejszy technologicznie, w grę wchodzą tam bowiem wysokie ciśnienia czy niskie temperatury. Konieczności zmierzenia się z tego rodzaju wyzwaniami nie ma natomiast w Gdańsku. Również Tomasz Chmal, analityk Intytutu Sobieskiego, podkreśla inny charakter inwestycji w Świnoujściu i w Gdańsku. – Ponadto terminal naftowy jest rozbudową istniejącej infrastruktury, a w przypadku LNG mamy do czynienia z inwestycją powstającą od podstaw – mówi ekspert.
Zdaniem Szczęśniaka zasadniczy problem tkwi w czymś innym. – Decydujące znaczenie miała tu polityka kadrowa. Zarządzanie takim projektem jak budowa gazoportu wymaga umiejętności, których, jak widać, kolejnym szefom projektu zabrakło – uważa ekspert. W ciągu zaledwie trzech lat doszło do kilku zmian na stanowisku prezesa Polskiego LNG. Do lutego 2012 r. szefem firmy był Zbigniew Rapciak (wcześniej wiceminister infrastruktury). Przeprowadzony w przedsiębiorstwie audyt wykazał jednak niedostateczną kontrolę nad wydatkami i Rapciak stracił stanowisko na rzecz Rafała Wardzińskiego. Ten funkcją cieszył się do listopada 2013 r., gdy zastąpił go Tomasz Pepliński. W zeszłym tygodniu kolejnym szefem spółki został Jan Chadam.
Przez cały ten czas szefem PERN była jedna osoba – obecny prezes Marcin Moskalewicz. Co on myśli o powodach opóźnień w Świnoujściu? Prezes PERN podkreśla, że tamten obiekt to coś zupełnie nowego w polskich realiach. Natomiast terminal w Gdańsku, choć to pierwszy tego typu obiekt w naszym kraju oparty na najnowszych technologiach, to składa się z elementów, które są dobrze znane. – Ponadto terminali LNG w Europie nie jest zbyt wiele, terminali naftowych jest bardzo dużo – dodaje Moskalewicz.
Według niego, jeśli w przyszłości będziemy jeszcze budować podobne instalacje jak gazoport, zdobyte doświadczenie pozwoli nam uniknąć podobnych błędów. Tak samo myśli Tomasz Chmal. – Przy budowie kolejnych tego typu obiektów będziemy już znacznie mądrzejsi. Podobnie zresztą jak wyglądało to w przypadku budowy dróg – uważa ekspert.