Na dwa dni przed szczytem budżetowym UE eurokraci organizują strajk generalny. Jutro będą protestować przeciwko oszczędzaniu na administracji, które w obliczu ogólnoeuropejskiego klimatu cięć wydaje się nieuniknione. Urzędnicy unijni przekonują, że odchudzanie Brukseli oznacza, że nie będzie można znaleźć wysokiej klasy specjalistów.
Prasa europejska prześciga się w podawaniu przykładów astronomicznych pensji tych specjalistów. W wielu przypadkach przekraczają one zarobki głów państw czy szefów rządów. Przeszło cztery tysiące eurokratów zarabia więcej niż Angela Merkel, a prawie dziewięć tysięcy więcej niż ministrowie rządu federalnego w Brukseli – wyliczył „Die Welt”. Te liczby są jeszcze wyższe, gdy porównujemy zarobki polskiego premiera i prezydenta.
Jeśli uwzględnić różnego rodzaju dodatki, w tym za rozłąkę z krajem (16 proc. pensji podstawowej), pomoc na dzieci i niepracującą żonę, a także korzystne rozwiązania podatkowe, więcej od kanclerz Merkel (16,27 tys. euro miesięcznie brutto) dostaje nawet część naczelników wydziałów – czyli urzędników unijnych średniego szczebla, którzy kierują pracą kilkunastu szeregowych pracowników.
Prawdziwymi krezusami w stosunku do szefowej niemieckiego rządu, czy szerzej – premierów w ogóle, są dyrektorzy generalni, których uposażenie łącznie z różnymi dodatkami dochodzi do 21,3 tys. euro. Wśród 79 dyrektorów generalnych jest m.in. odpowiedzialny za edukację i kulturę Jan Truszczyński. Wysokie uposażenie ma także dyrektor generalny Rady UE Jan Pietras i zastępca szefowej unijnej dyplomacji Maciej Popowski.
Reklama
Jeszcze bardziej zaskakująco wypada porównanie zarobków eurokratów do uposażenia polskiego premiera. Donald Tusk zarabia bowiem 16,5 tys. zł brutto (4 tys. euro) miesięcznie, mniej niż uposażenie szeregowych urzędników merytorycznych (desk officer). Polscy ministrowie (14 tys. zł brutto) natomiast mogą porównać swoje dochody z sekretarkami o długim stażu.
Teraz przywileje te mogą jednak zostać znacząco obcięte.
Obawiamy się, że przywódcy Unii będą chcieli ograniczyć wydatki na europejską administrację na nadchodzące siedem lat nawet o 15 mld euro – ostrzega Pierre-Philippe Bacri, przewodniczący związku zawodowego eurokratów FECS.
W pakiecie zaproponowanym przez przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya europejska administracja ma pochłonąć w latach 2014–2020 62,6 mld euro. To tylko niewielka oszczędność w stosunku do pierwotnej propozycji Komisji Europejskiej (63,1 mld euro).
O wiele dalej idących cięć domaga się jednak premier Wielkiej Brytanii David Cameron.
Aby zaplanowany na ten czwartek i piątek szczyt zakończył się powodzeniem, Van Rompuy musi łącznie znaleźć dodatkowo 30 mld euro oszczędności w stosunku do proponowanych wydatków wartych 973 mld euro. Taki warunek stawiają m.in. Cameron i Merkel. Ponieważ Polska i inne kraje Europy Środkowej blokują cięcia w wydatkach na fundusze strukturalne, a Francja – na rolnictwo, to właśnie administracja będzie niemal na pewno jednym z głównych ofiar oszczędności.
Dla eurokratów zapewne przełoży się to na odebranie dodatku rozłąkowego, wydłużenie wieku emerytalnego, zwiększenie składki emerytalnej oraz rezygnację z automatycznego podwyższania pensji wraz ze stażem.
Unijni dyrektorzy generalni zarabiają miesięcznie do 21,3 tys. euro