Spowolnienie stało się faktem. Szczególnie widać je w małych firmach (zatrudniających od 10 do 49 osób) – przemysłowych, budowlanych i handlowych. Mają one mniej zamówień i szykują ograniczenie zatrudnienia.
Na przykład w przemyśle – małych firm, którym spadły zamówienia było o 15 proc. więcej niż tych, którym przybyło zleceń na produkcję różnych wyrobów – wynika z najnowszych badań koniunktury GUS. Tymczasem wśród dużych przedsiębiorstw takich firm było tylko o nieco ponad 3 proc. więcej.
Co gorsza, przewidywania małych firm na najbliższą przyszłość były w tym zakresie pesymistyczne. – Spadek zamówień jest miarodajnym wskaźnikiem wyprzedzającym, który pokazuje złe tendencje. Jeśli spadają zamówienia, należy oczekiwać, że w najbliższych miesiącach produkcja wyhamuje – mówi nam Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest-Banku.

Gruby schudnie

Reklama
Ponadto już w grudniu małe firmy miały duże trudności w regulowaniu bieżących zobowiązań finansowych i nie spodziewały się odwrócenia tej niekorzystnej sytuacji. Nieprzypadkowo więc planowały najbardziej znaczące ograniczenie zatrudnienia. Niekorzystne tendencje dotyczą najważniejszych branż, w tym małych i średnich firm budowlanych. One także negatywnie oceniają perspektywy – notują spadek zamówień, pesymistyczne są ich przewidywania dotyczące sytuacji finansowej.
Pogarsza się też sytuacja małych firm handlowych, w przeciwieństwie do dużych, które są zadowolone z koniunktury. Spada im sprzedaż, zwiększają się trudności w regulowaniu bieżących zobowiązań finansowych. I tak jak firmy z branży przemysłowej planują zwolnienia pracowników.



– Tak wynika tylko z opinii przedsiębiorców na temat aktualnej i przewidywanej sytuacji gospodarczej, a nie z księgowości firm, bo na tym polega specyfika badań koniunktury prowadzonych przez GUS – mówi dr Małgorzata Starczewska, główna ekonomistka PKPP Lewiatan. Jej zdaniem rzeczywistość może być korzystniejsza, ale mniejsze firmy są na ogół słabsze niż duże m.in. ze względu na ich pozycję rynkową i siłę kapitałową. – I dlatego ich obawy są silniej odczuwane, bo tak jak w życiu – zanim gruby schudnie, to chudy może umrzeć – ocenia Starczewska.
Na razie produkcja przedsiębiorstw rośnie i nie mają one jeszcze kłopotów ze sprzedażą towarów i usług. Potwierdzają to dane GUS, według których np. sprzedaż detaliczna w listopadzie była aż o 12,6 proc. większa niż przed rokiem. Przedsiębiorstwa obawiają się jednak, że postawy klientów mogą się zmienić, a zapał do zakupów osłabnąć, gdy zaostrzy się kryzys finansowy, który dotknął wiele państw UE. – Mali poddostawcy komponentów do produkcji mogą się też obawiać, że ich partnerzy przy pogorszeniu koniunktury gospodarczej wypowiedzą im umowy, bo znajdą tańszą ofertę albo zmuszą ich do zmiany na gorsze warunków umów – tłumaczy dr Starczewska.

Niski wzrost

Doświadczenia z ostatniego spowolnienia gospodarczego z lat 2008 – 2009 pokazują jednak, że małe firmy całkiem dobrze dały sobie z nim radę, jeśli porównamy ich oczekiwania z realnie osiągniętymi wynikami. W efekcie wraz z mikroprzedsiębiorstwami zatrudniają nadal ponad połowę (prawie 4,8 mln) pracowników wszystkich przedsiębiorstw. Niestety, te dane korespondują w wczorajszymi wynikami wskaźnika PMI w polskim sektorze przemysłowym. Wyniósł on 48,8 pkt wobec 49,5 pkt w listopadzie i był najniższy od października 2009 r. – Firmy realizują wcześniejsze zamówienia, ale w kolejnych miesiącach nastąpi wyhamowanie – mówi Wiktor Wojciechowski. Prognozy na 2013 r. mówią o wzroście gospodarczym od 2,5 do 3,5 proc PKB. Podczas gdy w tym roku będzie to powyżej 4 proc.