Firmowe konta bankowe pękają w szwach – pod koniec września polskie przedsiębiorstwa trzymały na nich ponad 143 mld złotych. Jeszcze więcej wolnych środków ulokowały w obligacjach, funduszach etc. – ponad 177 mld zł. Łącznie dysponują zatem rekordową sumą 320 mld. I prędzej czy później przynajmniej część z niej uwolnią – nie tylko zainwestują na lokalnym rynku, lecz również przeznaczą na zagraniczne przejęcia i akwizycje. Szczególnie że w dobie kryzysu okazji nie brakuje.
Z naszych informacji wynika, że zainteresowane zakupami za granicą jest m.in. koncern chemiczny Ciech, spółki porządkowo-ochraniarskie Impel i Konsalnet, a także firmy farmaceutyczne należące do Jerzego Staraka. – Kryzys spowodował, że wiele renomowanych zachodnich spółek można dziś kupić nawet z 50-, 70-proc. bonifikatą – mówi Adam Górecki, wiceprezes międzynarodowej spółki konsultingowej Access, która specjalizuje się w przygotowaniu fuzji i przejęć. Dodaje, że nasze firmy mają właśnie niepowtarzalną okazję zdobycia nowych rynków, a nawet przekształcenia się w spółki globalne.
Największym zainteresowaniem cieszą się firmy włoskie i niemieckie. Ale coraz częściej na celownik biorą również spółki czeskie, węgierskie, a także te z Europy Wschodniej. Jest w czym wybierać. Tylko w Niemczech do kupienia jest dziś ok. 15 tys. firm, które w pierwszej połowie tego roku ogłosiły upadłość. – Co najmniej drugie tyle to firmy jeszcze działające, ale pilnie szukające inwestora z finansowym wsparciem – mówi Georg Jaster, adwokat z kancelarii Tiggers Rechtsanwaelte, która ma swoje przedstawicielstwa w Duesseldorfie, Monachium i Warszawie.

Trwa ładowanie wpisu

Reklama
Na liście perełek jest m.in. firma Manroland – jeden z największych na świecie producentów maszyn drukarskich, zatrudniający ok. 6 tys. osób i z roczną wartością sprzedaży na poziomie 940 mln euro. Firma ogłosiła niewypłacalność i czeka na najlepsze oferty.



Kilka miesięcy temu w podobnej sytuacji były niemieckie linie lotnicze OTL. Przed bankructwem uratowała je polska firma Amber Gold, która za kilka milionów euro kupiła przewoźnika zatrudniającego ok. 100 osób. Firma z Gdańska, zarabiająca do tej pory na pośrednictwie inwestycyjnym w metale szlachetne, chce na bazie niemieckiej spółki zbudować duże przedsiębiorstwo lotnicze.
Równie śmiało poczyna sobie kontrolowany przez Romana Karkosika Boryszew, który ponad rok temu przejął aktywa i markę upadłej międzynarodowej grupy Maflow produkującej komponenty do klimatyzacji. Za włoską centralę oraz spółki handlowe i produkcyjne Boryszew zapłacił mniej niż 200 mln zł i szuka kolejnej okazji. Podobnie jak Jerzy Starak. Przedsiębiorca już zainwestował w firmy w Rosji i Turcji, a teraz poluje na okazje w Afryce Północnej, na Bliskim Wschodzie, a także w rejonie Morza Kaspijskiego.
Co ciekawe, rośnie też liczba małych i średnich firm, które myślą o przejęciu zagranicznego konkurenta. Do agencji NRW Invest (odpowiednik naszej Państwowej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych) codziennie wpływa nawet kilkanaście pytań od polskich przedsiębiorców zainteresowanych zakupami. – Widać, że przedsiębiorcy tylko czekają na stabilizację sytuacji na światowych rynkach, żeby sfinalizować transakcję – mówi Górecki.
Z danych NBP wynika, że do końca III kwartału wartość inwestycji polskich firm za granicą przekroczyła 3,8 mld euro – to o 65 proc. więcej niż w tym samym okresie rok wcześniej. Według prognoz PricewoterhouseCoopers do końca roku kwota ta przekroczy 5 mld euro. Wniosek? Dla Polaków kryzys jest jak motor napędowy – panoszą się po Europie razem z nim.