Zagraniczny inwestorzy, biznesmeni i media powtarzają jak mantrę: jest źle. Kryzys zadłużeniowy dotyka kolejne kraje, a Unia Europejska nie ma pomysłu na opanowanie zawieruchy. Wczoraj banki centralne Szwajcarii, Japonii, Kanady, Wielkiej Brytanii, UE i USA wspólnie obniżyły stopy procentowe na swapy, dzięki czemu dolar będzie tańszy i łatwiej dostępny. Na giełdach zapanowała euforia, ale inwestorzy zdają sobie sprawę, że to tylko odroczenie wyroku.
Biznes w USA i Europie szykuje scenariusze na wypadek upadku euro lub bankructwa któregoś z zadłużonych państw. Według sondażu IT2 Treasury Solutions dla „FT” połowa ankietowanych w Unii menedżerów zakłada rozpad unii walutowej i przygotowuje na taki wariant swoje firmy. Siemens powołał własny bank i wycofał pieniądze z zagrożonych instytucji finansowych. Inne – jak niemiecki TUI – zawierając umowy, wprowadzają klauzule zabezpieczające przed powrotem walut narodowych. Royal Dutch Shell prowadzi zachowawczą politykę wydatkową. W USA banki posiadające obligacje zagrożonych państw przeszły w tryb awaryjny. To swoisty korporacyjny stan wyjątkowy. W Wielkiej Brytanii opracowanie czarnych scenariuszy zalecił nadzór bankowy.
Inaczej zachowują się polskie firmy. Mateusz Figaszewski, rzecznik prasowy Solaris Bus & Coach, dziś nie bierze pod uwagę czarnego scenariusza. – Jeżeli doszłoby do rozpadu strefy, nie byłby to dla nas cios. Już teraz Solaris rozlicza się z klientami nie tylko w euro, ale też np. w koronach czeskich czy szwedzkich – mówi.

Trwa ładowanie wpisu

Reklama
Stanisław Waśko, wiceprezes Can-Packu, producenta puszek aluminiowych i zamknięć, twierdzi, że nikt nie wie, jak może w praktyce wyglądać rozpad strefy. – Jedyne, przed czym możemy się zabezpieczyć, to wahania kursów walutowych – wyjaśnia. Dla Piotra Henicza, wiceprezesa Itaki, która wysyła turystów między innymi do Grecji, potencjalne bankructwo tego kraju nie jest problemem numer jeden.
Ale już największe polskie koncerny biorą pod uwagę czarny scenariusz. Orlen odłożył zapowiadaną aktualizację strategii. Jej publikacja nastąpi najwcześniej na początku 2012 roku. Jacek Krawiec, prezes PKN Orlen, tłumaczy, że decyzja ta związana jest z niestabilną sytuacją makroekonomiczną. Na najgorsze szykuje się KGHM. – Podczas prac nad budżetem każdorazowo analizowany jest scenariusz pesymistyczny, zakładający realizację nawet skrajnych wariantów – mówi „DGP” Radosław Załoziński, dyrektor departamentu zabezpieczeń w Polskiej Miedzi. – Systemowo KGHM nie jest tak bardzo zagrożony upadkiem eurostrefy jak koncerny mające swoją siedzibę np. w Niemczech – zaznacza nasz rozmówca.
Realność negatywnych scenariuszy rozpatruje także rząd. – Jeśli nastąpi prawdziwy kryzys w strefie euro, z kolejnego wieloletniego budżetu Unii zamiast 80 mld euro możemy nie dostać ani eurocenta – wyraża obawę w rozmowie z „DGP” minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska. Jej zdaniem jeśli dojdzie do rozpadu strefy euro i recesji, będziemy zdani jedynie na siebie.
Połowa menedżerów zakłada krach i przygotowuje firmy na taki wariant