Ten sukces był zupełnie nieoczekiwany. Wbrew pesymistycznym prognozom, nerwowości światowych rynków i wynikom gospodarek unijnych polski PKB w drugim kwartale wzrósł o 4,3 proc. To ledwie o 0,1 proc. mniej niż w pierwszym kwartale. Takie dane podał wczoraj GUS.
Wyniki były lepsze od oczekiwań ekonomistów, którzy wieszczyli wzrost nie większy niż 4 proc. Podobnie obstawiał premier Donald Tusk, który w piątek oświadczył, że wzrost PKB wyniesie w granicach 3,5 – 4 proc. – W ostatnich kwartałach przedstawiciele rządu często dostarczali rynkom celnych i cennych wskazówek, przygotowując inwestorów do publikacji, które miałyby odbiegać od oczekiwań rynkowych – przekonuje Piotr Kalisz, główny ekonomista Citi Handlowego.
Tym razem był to jednak raczej chwyt marketingowy. Premier nieoczekiwanym sukcesem polskiej gospodarki chwalił się nawet w Brukseli podczas spotkania z szefem Komisji Europejskiej Jose Manuelem Barroso.
Rynki jednak najwyraźniej nie doceniły w pełni tego gestu. Choć indeksy naszej giełdy zazieleniły się nieco bardziej niż innych europejskich giełd, to równocześnie złoty lekko osłabł do wszystkich głównych walut.
Reklama
Ekonomiści zgodnie potwierdzają – to był ostatni tak dobry kwartał. Powód? Wygasają czynniki, które podtrzymywały nasz wzrost w pierwszym kwartale, czyli wysoka konsumpcja, inwestycje oraz popyt zewnętrzny. A i składowych naszego wzrostu nie da się interpretować jednoznacznie pozytywnie. Konsumpcja prywatna, choć wysoka, jednak lekko zwalnia. W drugim kwartale jej wzrost wyniósł 3,5 proc., gdy eksperci spodziewali się, że będzie zbliżony do pierwszego kwartału – 3,9 proc. Ale nie dynamika martwi w tym wyniku, tylko to, za co konsumujemy.
– W drugim kwartale spadała dynamika realnego funduszu płac w gospodarce narodowej z 3,5 proc. w pierwszym kwartale do 2,7 proc. Średnia roczna dynamika kredytu konsumpcyjnego wyniosła minus 2,1 proc. i była najniższa w historii – wylicza Jakub Borowski. – Z tego wniosek, że drugi kwartał z rzędu przejadamy oszczędności – dodaje.
Cieszy natomiast wzrost inwestycji, które w drugim kwartale były wyższe niż w pierwszym o 1,8 pkt proc. i wyniosły 7,8 proc. Inwestował przede wszystkim sektor publiczny, ale odbicie było widoczne również w dużych firmach. Zwiększały one majątek przez zakup budynków, nabywały także maszyny i urządzenia.
Zaskoczył za to przyrost zapasów. – Miały one 1,4-proc. kontrybucję do PKB. Znacznie więcej, niż się można było spodziewać – mówi Marcin Mrowiec, główny ekonomista Pekao SA. Pytanie, czy wynikało to z tego, że firmy już w drugim kwartale zaczęły mieć problem ze zbytem, czy jeszcze na fali rosnącego popytu wytworzyły więcej. Ta druga opcja też nie jest dobra, bo popyt na nasze towary spada. Będzie to jednym z głównych powodów wyhamowania wzrostu gospodarczego w kolejnych kwartałach.