Według oficjalnego komunikatu Biełorusnieftu, kontrakt podpisany w 2007 roku przewidywał kilka etapów prac, z których pierwszy został zakończony w sierpniu zeszłego roku. Jednak "w toku prac uzyskano nowe dane o budowie geologicznej złoża, które stały się powodem do zmiany warunków technicznych i finansowo-ekonomicznych projektu". Z tego powodu koncern "podjął decyzję o wycofaniu się z kontraktu po pierwszym etapie" - głosi oświadczenie.

Reklama

Tymczasem źródła w irańskiej państwowej kompanii naftowej przekazały, że przyczyną zerwania kontraktu są różnice pomiędzy stronami dotyczące metod i technologii prac oraz wynagrodzenia dla strony irańskiej za wykorzystanie złoża przez Białoruś. Według tego źródła Białoruś nie wywiązała się z zobowiązań wynikających z kontraktu. Zgodnie z nimi, miała wydobywać co najmniej 3,5 tys. baryłek ropy na dobę, ale wydobywała w rzeczywistości poniżej 2,8 tys. baryłek.

Bliski opozycji politolog Waler Karbalewicz ocenił, że rozwiązanie kontraktu to "klasyczna ilustracja tego, czym kończą się projekty, które nie są oparte na interesie ekonomicznym i korzyści komercyjnej, a na umowach politycznych między władzami państw". "Kiedy zaczęto liczyć pieniądze okazało się, że projekt jest nieopłacalny gospodarczo" - powiedział Karbalewicz, cytowany przez "Biełorusskije Nowosti".

Obserwatorzy zwracają też uwagę na sankcje gospodarcze nałożone na Biełorusnieft za kontrakt z Iranem w związku z pracami nad wydobyciem ropy ze złoża Dżofejr. Te sankcje faktycznie zamykają dostęp Biełorusnieftu na rynek amerykański. USA nałożyły je na mocy ustawy przewidującej restrykcje wobec firm, które inwestują w irański sektor naftowy sumy powyżej 20 mln dolarów. USA uważają, że Teheran wykorzystuje dochody z tej sfery do rozwoju programu nuklearnego.

Reklama