Liczba dyskontów przekroczy w przyszłym roku 3 tys. Większość sieci zapowiada dynamiczny rozwój, bo Polacy chcą tanio kupować. – Mamy w planach uruchamianie 50 marketów rocznie. Przez ostatnie trzy lata otwieraliśmy średnio po 30 sklepów – mówi Daniel Grabka z sieci Netto.

Reklama

Także Biedronka będzie zwiększać tempo. Do 2015 r. chce mieć w Polsce 3 tys. marketów. Na ich rozwój tylko do 2013 r. wyda 1,3 mld euro. Obecnie sieć dysponuje już 1700 sklepami, a do końca roku ma powstać przynajmniej 100. Do wykonania planu pozostanie jej więc uruchomienie jeszcze 1,2 tys. marketów, co oznacza powstawanie przynajmniej 300 Biedronek rocznie. Innymi słowy – niemal jedna dziennie.

Za gruntami pod budowę nowych sklepów rozgląda się też Aldi, który zmniejsza dystans do konkurencji. Na początku, gdy w 2008 r. sieć weszła do Polski, otwierała zaledwie po kilka sklepów rocznie. Dziś uruchamia ich po kilkanaście. Goni Kaufland, liczący już 147 marketów.

Zielone światło do rozwoju dyskontom dali sami konsumenci, którzy zaczęli przywiązywać ogromną uwagę do cen produktów. Obroty sklepów rosną jak na drożdżach. Netto zwiększyło przychody o 12 proc. w 2010 r., a Biedronka aż o 29,1 proc. Ten rok nie będzie gorszy. Biedronka pochwaliła się, że jej sprzedaż urosła w I kw. o 21,7 proc. do 5,3 mld zł. Inne sieci na razie nie chcą podawać dokładnych wyników, tłumacząc, że konkurencja nie śpi.

Jednak dobre dane finansowe i mordercza konkurencja powodują, że sieci z większym rozmachem planują rozwój. Zalewają placówkami już nie tylko największe miasta, ale też miasteczka i osiedla mieszkaniowe. Pierwsza zaczęła Biedronka. W tym roku z cienia wychodzi Netto, który do tej pory rozwijał się tylko w woj. zachodniopomorskim. – Na naszej mapie inwestycyjnej znalazły się woj. warmińsko-mazurskie, mazowieckie, łódzkie i małopolskie – mówi Daniel Grabka.

Wszędzie tam, gdzie pojawiają się dyskonty, tracą niezależnie działające sklepy, które pozostają droższe od nich średnio o 30 proc. Ten rok ma przynieść kolejną likwidację przynajmniej 5 tys. z nich. Sklepy sieciowe, aby nie skończyć jak małe sklepiki, także przyspieszają rozwój. Chcą zająć najlepsze lokalizacje przed dyskontami. Takie plany ma np. Żabka, mająca już 2,5 tys. punktów.

– Do tej pory otwieraliśmy rocznie 250 placówek. Zgodnie z opracowywaną obecnie strategią w kolejnych latach tempo ma być większe. Co więcej, planujemy też przejęcia – tłumaczy Jacek Spychała ze spółki Żabka Polska.

Reklama

Tesco z kolei szuka obecnie 2 tys. lokalizacji pod nowe markety. Za trzy lata chce dysponować 600 sklepami. To blisko dwa razy więcej niż obecnie – ma ich 370.

W efekcie coraz trudniej działać jest hipermarketom i supermarketom sieciowym, które aby nie tracić klientów, muszą obniżać ceny. Do tego stopnia, że delikatesy Piotr i Paweł czy Alma zrównały się pod względem cen podstawowych produktów z dyskontami. Co więcej, zamiast rozwijać ofertę towarów markowych, coraz mocniej inwestują w produkty własne. To pozwala obniżyć im średnie ceny w sieci. Jest to też odpowiedź na wzbogacanie asortymentu przez dyskonty o markowe wyroby. W efekcie w Kauflandzie stanowią one już więcej niż połowę z ponad 10 tys. dostępnych produktów.

Zdaniem ekspertów bitwa na ceny jest jeszcze możliwa, bo sieci wciąż rosną w siłę, co daje im lepszą pozycję w negocjacjach.– Będą to jednak obniżki na wybranych kategoriach produktów. Zwłaszcza że marże sieci na skutek bitwy cenowej obniżyły się i nie bardzo jest już z czego schodzić – dodaje Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.

Zatem konsumenci na dynamicznym rozwoju dyskontów będą korzystać. Można się spodziewać wręcz spłaszczenia cen w poszczególnych sieciach. Co więcej, ich dynamiczny rozwój spowoduje, że będą bardziej dostępne. Nie trzeba więc już będzie jeździć kilka czy kilkanaście kilometrów po tanie zakupy.