Sprawa kontraktu na latającą cysternę była od wielu miesięcy przedmiotem sporów, w tym także politycznych. Początkowo donoszono, że zwycięzcą przetargu będzie prawdopodobnie firma europejska, co niektórzy komentowali jako kolejny przejaw słabnięcia gospodarki USA. Uzasadniając przyznanie Boeingowi kontraktu wartości 35 miliardów dolarów, wiceminister obrony William J. Lynn III powiedział, że amerykański koncern był "oczywistym zwycięzcą" w konkurencji, w której brano pod uwagę cenę, koszty utrzymania samolotu przez 40 lat i spełnianie przez niego potrzeb militarnych w warunkach wojny.
Jak pisze piątkowy "Wall Street Journal", decyzja Pentagonu "prawdopodobnie umocni przekonanie w stolicach europejskich, że amerykański rynek sprzętu wojskowego pozostaje zamknięty dla europejskich producentów broni". Oczekuje się protestów i podejrzeń o polityczne manipulacje przy rozstrzygnięciu przetargu. Niezadowoleni są politycy ze stanów Missisipi, Luizjana i Alabama, którym będący właścicielem konsorcjum Airbus zachodnioeuropejski koncern aerokosmiczny EADS obiecał inwestycje w wypadku zdobycia kontraktu.
Senator Richard Shelby z Alabamy oświadczył, że jest "rozczarowany, ale nie zaskoczony" decyzją Pentagonu, i zarzucił resortowi obrony uprawianie "polityki w stylu Chicago". Miasto to jest siedzibą kierownictwa koncernu Boeing Co., ale uchodzi też za gniazdo politycznej korupcji. Tankowiec powietrzny, który siły powietrzne kupią od Boeinga, będzie wojskową wersją dwusilnikowego modelu 767 - szerokokadłubowego odrzutowca dalekiego zasięgu, używanego przez wielu przewoźników pasażerskich na całym świecie. Model ten ma wkrótce zostać zastąpiony w produkcji przez nowocześniejszą konstrukcję Boeing 787 Dreamliner.
Proponowany przez EADS tankowiec powietrzny miał być zbudowany na bazie samolotu Airbus A330.